Błękitni Przecza są bardziej klubem grupy zapaleńców, którzy chcą sobie pograć w piłkę, niż klubem mieszkańców Przeczy. Jej piłkarze kupują sobie sami stroje i kiełbaski, które jedzą po meczach. Ten zespół skutecznie działa od 2001 roku. W Przeczy w tym czasie poczuli już smak awansu do klasy B i A. Znają też gorycz spadków. Wciąż marzą o grze w klasie A. Ich prezes od lat gra w tej drużynie. Uciekł kiedyś na mecz ze chrzcin własnej córki. Systematycznie prowadzi statystyki Błękitnego Pendolino, jak w Przeczy nazywają ten zespół. Na spotkanie z reporterem OZPN-u był tak przygotowany, że miał odręczne notatki na jedenastu stronach formatu A 4.
W Przeczy nie ma wielkiego zainteresowania meczami Błękitnych. Mieszkańcy, tej wcale niemałej wioski , nie identyfikują się zbyt mocno z klubem. Zdaniem prezesa, Zbigniewa Jurcewicza, może tak jest, ponieważ w zespole tym jest tylko pięciu jej mieszkańców. Ponad dziesięciu zawodników jest z Lewina Brzeskiego, a pozostali z okolicznych wiosek.

O tym, źe mimo to, ten klub ma przyszłość świadczy fakt, że funkcjonuje tak od 2001 roku, gdy reaktywował go pierwszy prezes, Jan Kuszyk. Pieniądze otrzymuje z gminy. Ma bardzo niewielki budżet. Kiedy jednak padło pytanie, czy w takim razie piłkarze grają za kiełbaskę, którą zjedzą po meczu, to okazało się, że … jest jeszcze gorzej, bo oni sami na nią się składają, podobnie jak na napoje. Jedynie wodę mają zapewnioną z budżetu. Sami też złożyli się na dresy z napisem Błękitni Przecza i z logiem klubu. Natomiast stroje meczowe zakupiono częściowo z budżetu, a częściowo dzięki pozyskanemu sponsorowi, jakim jest firma Strunobet z Lewina Brzeskiego. Jak podkreśla prezes, w tym klubie wszyscy wszystko robią za darmo. Zaczynając od piłkarzy, poprzez wspomnianego już prezesa oraz innych działaczy, a skończywszy na trenerze, którym jest Grzegorz Urbaniak. Jako piłkarz miał okazję grać m.in. w Odrze Opole i Skalniku Tarnów Opolski, a jako trener prowadził w 4 lidze Olimpię Lewin Brzeski.

Klub ten może liczyć na pomoc sołtysa. Ten m.in. kosi trawę oraz oznaczył dojazd na boisko, czego brak na wielu wioskach jest mocno odczuwalny. Przy boisku znajdują się atrakcje, które powinny przyciągać mieszkańców. Jest wiata, boisko do siatkówki, a nawet zewnętrzna siłownia. O tym, że w klubie jest świetna atmosfera świadczy kilka faktów. Po każdym meczu biesiadują i grillują. Na koniec sezonu organizują jego uroczyste zakończenie, na które udają się do restauracji, do której zabierają swoje żony i partnerki. Nie mają też problemu z frekwencją zawodników na meczach. Przez jakiś czas trenował z nimi Filip Żagiel, który w tamtym sezonie grał w Odrze Opole, a teraz jest w rezerwach Górnika Zabrze. Po ostatnim sezonie udało im się utrzymać większość kadry, a jak widać nie mają żadnych atutów finansowych. W klubie jest wiele osób, które angażują się w jego życie. Taką „złotą rączką” jest wiceprezes, Bogdan Bobak. Zawsze wszyscy mogą liczyć też na kierownika drużyny, Sławomira Woźniaka. Z kolei Paweł Karbownik prowadzi klubowego fanpejdża na Facebooku.

Zdaniem prezesa Zbigniewa Jurcewicza największym problemem Przeczy jest kiepska murawa. Słuchając go można wywnioskować, że choć zawodnicy trenują dwa razy w tygodniu i nie odpuszczają nawet w zimie, to na tych zajęciach jest po dziesięć – dwanaście osób, a zdarza się, że niekiedy i cztery, czyli wynika z tego, że ciężko prowadzi się takie treningi. Przez kilka sezonów klub grał w klasie C, z której raz udało mu się awansować. Jednak największy sukces sportowy Błękitni osiągnęli w sezonie 2013/2014, gdy awansowali do klasy A. Po jednym sezonie z niej spadli. Dziś ich głównym celem jest ponowny awans.

Prezes Jurcewicz gra w Błękitnych od 2008 i choć nie mieszka w Przeczy, to bardzo mocno identyfikuje się z tym klubem. Pamięta, jak jeszcze przebierał się w drewnianej budce, bo dopiero w 2011 roku, za sprawą ówczesnego prezesa, postawiono budynek klubowy. – Kiedyś miałem ważną uroczystość rodzinną. Były to chyba chrzciny mojej córki. Miałem wszystko tak ukartowane, że torbę miałem ukrytą w aucie kolegi i nagle powiedziałem żonie, że napoje się kończą i muszę po nie pojechać. A ja pojechałem na mecz. Po 20 minutach zorientowała się gdzie jestem i była nieprzyjemna sytuacja. Jednak, gdy uświadomiła sobie, jak mi na tym zależy, to odpuściła krzyki i od tamtej pory nawet mnie wspiera – wspomina prezes Jurcewicz tę zabawną historię.

Na mecz z Burzą Lipki przyszedł kilka godzin wcześniej i w budynku klubowym przygotował się do rozmowy z reporterem OZPN-u. Pokazał mu też statystyki, jakie systematycznie sporządza. Po zerknięciu w notatki przypomniał sobie ostatni mecz poprzedniego sezonu, o którym tak opowiedział: – W zeszłym sezonie zabrakło nam do awansu 4 punktów. Ostatni mecz , ze względu na remont naszej murawy, zagraliśmy w Lewinie Brzeskim. Tam podejmowaliśmy Bizona Kurznie. Oni do awansu, podobnie jak LZS Kościerzyce, potrzebowali zwycięstwa. Już przed pierwszym gwizdkiem kibice Bizona krzyczeli, że mają A klasę. W 10.minucie straciliśmy bramkę. To w tym momencie wśród kibiców Bizona była już euforia. Coraz głośniej skandowali, że mają awans. Tymczasem to my wygraliśmy 4:1. W tym sezonie Błękitnych wzmocniło dwóch niezwykle doświadczonych piłkarzy. Jednym z nich jest Marek Komarnicki, który kiedyś był nawet w Odrze Opole, a drugim Artur Tomaszewski, który grał w czwartoligowej Olimpii Lewin Brzeski. W tej drużynie jest też obiecujący… sędzia, Michał Bieniusa, który nie mógł zagrać w meczu z Burzą Lipki, bo wykonywał obowiązki sędziego.

Reporter Krzysztof Wilk.