Sportowo rzecz biorąc, występujący w opolskiej „serie B” klub spod Ujazdu nie należy do piłkarskich mocarzy stacjonując w dolnych rejonach tabeli grupy 12. Zgoła odmiennie sytuacja ma się w „rywalizacji” na najciekawszą, by nie powiedzieć wprost – najśmieszniejszą nazwę klubu. Zimna Wódka – bo o tej wsi mowa – należy do ścisłej czołówki prasowych rankingów, gdzie konkurencja wydaje się znacznie większa niż na boiskowych salonach. Nasz LZS, właśnie ze względu na intrygującą nazwę miejscowości wielokrotnie był „nagradzany” swoją obecnością w mediach obok takich klubów jak choćby Wieczfnianka Wieczfnia Kościelna, Gwiazda Wielkie Oczy, Iskra Stolec, czy Santana Wielki Klincz.

– Z powodu nazwy bywało spore zainteresowanie naszym klubem, ale część dziennikarzy szukała taniej sensacji przedstawiając zastaną rzeczywistość w mocno przerysowany sposób – nie kryje rozczarowania Paweł Michalski, wiceprezes miejscowego LZS-u. Jak mówią sami mieszkańcy nazwa ich wsi od zawsze wywoływała uśmiech na twarzy w nieco oddalonych od Opolszczyzny zakątkach naszego kraju. – Chciałbym wszystkich uspokoić, że nazwa Zimna Wódka nie ma nic wspólnego z „ognistą wodą”. Takie skojarzenia oczywiście nas nie dziwią, ale prawda jest taka, że wszystko bierze się od źródeł zimnej wody, z których słynęła nasza wieś. Kiedy pracowałem na kopalni i jeździłem na wycieczki do stolicy, czy nad polskie morze brano mnie za żartownisia, gdy podawałem swoje miejsce zamieszkania. Nikt nie wierzył, że takie miejsce naprawdę istnieje – śmieje się prezes klubu Jerzy Niestrój.

Historia „kopanej” w Zimnej Wódce sięga połowy lat siedemdziesiątych, a dzień 2 września 1975 roku zapisał się w klubowych kronikach jako data pierwszego, oficjalnego meczu futbolowej drużyny. – Graliśmy wtedy z Niezdrowicami i pamiętam, że mecz odbił się szerokim echem we wsi. Nie mogło być inaczej skoro wcześniej nie było u nas żadnej sportowej organizacji – wspomina prezes czerwono-niebieskich, Jerzy Niestrój. Sięgając początków klubu starsi mieszkańcy wsi z łezką w oku wspominają czasy, gdy na wyjazdowe mecze piłkarze jeździli… na wypełnionej sianem przyczepie ciągnika i nikt nie narzekał na niewygody. Jeszcze dobrych kilka lat temu futbolowym zapaleńcom z Zimnej Wódki sen z powiek spędzał stan ich boiska, które mierząc po przekątnej przebiegało w kierunku drogi ze spadkiem wynoszącym nawet 4 metry. W poprzednim sezonie seniorski team ligowe spotkania rozgrywał w Starym Ujeździe, a wszystko to za sprawą kompleksowego remontu nawierzchni, którą zimnowódczanie w głównej mierze zawdzięczają burmistrzowi Ujazdu Tadeuszowi Kauchowi.

– Gdyby ci, którzy działali kiedyś przy klubie, a których nie ma już między nami zmartwychwstali, złapaliby się za głowy widząc warunki w jakich przychodzi nam teraz grać. Takiego boiska nie ma wiele drużyn z wyższych lig w naszym regionie – z dumą przyznaje Niestrój szerokim gestem ręki wskazując przy tym na otaczającą infrastrukturę. I rzeczywiście – zieloniutka, gęsta, pozbawiona ubytków i nierówności murawa wręcz zaprasza do uprawiania futbolu. Minimum „socjalne” zapewnia klubowy budynek wyposażony w szatnie, prysznic i toalety. Obok niego stoi nie mniej ważne miejsce, czyli służąca integracji drewniana wiata, a nad połową boiska własnym sumptem wykonano „jupitery” pozwalające na zajęcia z futbolówką po zmroku. Meczowego czasu „nie kradną” już pobliskie pola, które od boiska częściowo oddzielają piłkołapy. – Na wsiach zmorą jest szukanie piłek w zbożu. U nas niejednokrotnie bywało tak, że zagubiona piłka odnajdywana była kilka dni po meczu w… kombajnie. Teraz, choć mamy osłonę od pól, staramy się natychmiast biec po piłkę, bo gdy odłożymy to w czasie możemy być o nią stratni – zaznacza Michalski, który funkcję „wice” dzieli w klubie z posadą trenera.

Chętni do niedzielnych odwiedzin sportowego obiektu mają gdzie usiąść, bo na jednej długości połowy boiska do spoczynku zaprasza kilkadziesiąt siedzisk, które były „świadkami” meczów nawet światowej rangi. – Osiem złotych za sztukę, więc żal było nie skorzystać – zaciera ręce ze zrobienia dobrego interesu klubowy „wódz”. – Kupiliśmy ich ponad setkę, ale na razie poprzestaliśmy na montażu jedynie części z nich. To siedziska rodem ze Stadionu Śląskiego, a zaoferował nam je brat byłego piłkarza reprezentacji Polski, Henryka Bałuszyńskiego – zaskakuje pan Jerzy, który jest przy klubie od momentu jego powstania. – Coś trzeba w życiu robić bezinteresownie dla innych, a ja jestem tutaj od samego początku. Raz bywało „na wozie”, raz „pod wozem”, ale zawsze z nadzieją wypatrywaliśmy lepszych czasów. Myślę, że do tych ostatnich możemy zaliczyć obecne, bo w przeszłości borykaliśmy się z różnymi problemami. Przykładem były te kadrowe, gdy w 2008 roku rozgrywaliśmy mecze na boisku w Ujeździe. Nie było komu grać, dlatego zawodniczą kartę będąc tuż przed „czterdziestką” wyrobił sobie, tak na wszelki wypadek nawet wiceprezes Paweł Michalski. Zdarzało się więc, że na wyjazdy udawaliśmy się w niepełnym składzie i byliśmy o krok od wycofania zespołu i powieszenia kłódki na klubie. Wiedzieliśmy jednak, że jeśli to zrobimy, to przez kolejne lata nikt tego nie odbuduje i nawet kosztem ostrych „cięgów” na murawie musieliśmy zacisnąć zęby i robić swoje. Najtrudniejsze momenty mamy już za sobą i teraz wierzymy, że to początki „tłustych lat” naszego LZS-u – z nadzieją w głosie mówi prezes Niestrój.

Obecnie, w jego „stajni” zgłoszonych jest ponad trzydziestu zawodników i niemal wszyscy pochodzą z najbliższej okolicy. Połowę kadry stanowią dwudziestolatkowie i młodsi, co napawa sporym optymizmem tamtejszych działaczy co do przyszłości drużyny. Młodzież podobno garnie się do grania, a na cotygodniowych, wtorkowych zajęciach – co nie jest normą w B klasie – regularnie melduje się jedna trzecia tej liczby. – Widać, że tej grupie chłopaków zależy by się rozwijać. O to w tym wszystkim chodzi przecież, by piłkarze robili stałe postępy, a wyniki będą tylko kwestią czasu. – zaznacza szkoleniowiec Paweł Michalski, który ma w zespole swojego syna Łukasza. Oprócz wymienionej wyżej dwójki działaczy jest grupka ludzi, którzy dokładają swoją parę rąk przy pracy w klubie. Wśród nich wymienić należy przede wszystkim wiceprezesa Romana Łupaka, skarbnika Jerzego Fogla i sekretarza Łukasza Michalskiego. 13 tysięcy gminnej dotacji idzie w głównej mierze na sprzęt sportowy i utrzymanie obiektu. – Ten klub to nasze „oczko w głowie”, o którym – taką mamy nadzieję – za jakiś czas będzie troszkę głośniej za sprawą coraz lepszych wyników sportowych – zakończył Jerzy Niestrój.




Ludowy Zespół Sportowy Zimna Wódka
Rok założenia klubu: 1975
Barwy klubowe: czerwono-niebieskie
Adres: 47-143 Zimna Wódka, ul. Jaryszowska

Reporter Mirosław Szozda.