Futboliści z Gogolina to sprawcy największej sensacji 16. kolejki BS Leśnica 4 ligi opolskiej. (Fot. Mirosław Szozda)

Finisz jesiennej rundy rozgrywkowej w BS Leśnica 4 lidze opolskiej już na horyzoncie i na jego podsumowanie przyjdzie odpowiedni czas. Musimy jednak wyjść przed szereg, ponieważ to, co działo się w ostatnią sobotę w naszym najwyższym opolskim poziomie piłkarskim, nie może przejść bez echa.

Zacząć należy od tego, że pierwsza „trójca” w 16. kolejce wywalczyła raptem dwa punkty. O ile starcie Polonii Głubczyce z Agroplonem można było skalkulować na remis, ponieważ zmierzyli się sąsiedzi z górnych rejonów tabeli, tak występy Polonii Nysa i Ruchu uznać należy za dalej niż zaskakujące.

Prowadząca dwójka kolejnych zdobyczy musiała szukać na wyjazdach. Konia z rzędem temu, kto skreśliłby „u buka” przegraną „Zdzichów” i tylko jedno oczko lidera. Zresztą. W zabawie w typowanie wyników, którą co tydzień odpalamy na Facebook-u, padło tylko jedno poprawne rozstrzygnięcie i dotyczyło meczu Olesna ze Skalnikiem, które notabene jest także niespodzianką, ale o nim później.

Historyczne zawody i zwycięstwo do klubowych ksiąg wpiszą kronikarze MKS-u Gogolin. Otwarcie wyniku z Ruchem padło w 23 minucie, kiedy do siatki z wolnego trafił Mateusz Prefeta. Rywal cisnął, dostał nawet „karniaka”, mógł odrobić straty i grać dalej swoje. Tymczasem Artur Bikowski obronił uderzenie Adama Łukowskiego z jedenastu metrów, co zapewne dodało ludziom Adriana Pajączkowskiego dodatkowego kopa.

Od 67 minuty jego „broniąca Częstochowy” ekipa musiała radzić sobie w dziesięciu, kiedy z boiska wyleciał Tomasz Wróblewski. – Dawno nie przeżyłem takiego spotkania. Biliśmy przysłowiową głową w mur, bez żadnych efektów. Wielki szacunek dla chłopaków z Gogolina. Pokazali dziś „mega” charakter – podsumował zawody trener gości, Macin Feć.

– Na „Zdzichy” sam charakter nie wystarczy. Pokazaliśmy po prostu dobrą organizację gry i trochę sprzyjało nam szczęście. Nie pamiętam kiedy wygraliśmy z Ruchem… – dzielił się refleksją Pajączkowski. Marek Leja, twórca Almanachu Opolskiej Piłki Nożnej, doprecyzował. – To nie do uwierzenia, ale poza ostatnim sezonem, kiedy oba mecze wygrał Ruch, te ekipy się w XXI wieku w lidze nigdy nie spotkały.

– Wynik ten jest sprawiedliwy, a sam mecz powinien nosić miano spotkania kolejki – napisał  na swojej stronie klub z Piotrówki. Rezerwowy beniaminek ze spadkowiczem z 3 ligi toczył bardzo równą walkę. Nafaszerowane młodzieżowcami oba zespoły stworzyły naprawdę ciekawe widowisko. Zanim znak towarowy LZS-u, Dzikamai Gwaze, wyrównał stan meczu, przyjezdni prowadzili po golu Krzysztofa Kulaka. Przepraszamy za brak relacji, internet w Egipcie jest na słabym poziomie – pocili się i drwili w tym momencie administratorzy klubu z Nysy.

Nic już się jednak więcej nie wydarzyło i lider zgubił oczka, lecz wobec niefartu zdzieszowiczan, to tak naprawdę zyskał, gdyż powiększył swoją przewagę i leci na mistrza jesieni. – Moi chłopcy zagrali i wybiegali super mecz. W drugiej połowie mieliśmy swoje znakomite okazje i mogliśmy wygrać 3:1, ale zabrakło odrobiny szczęścia. W sumie spotkanie stało na bardzo wysokim poziomie – podsumował ten pojedynek szkoleniowiec LZS-u, Adam Jaremko. Piotrówka w tabeli jest na 10. placu i trzyma fason godny wyciągniętego w ostatniej chwili awaryjnego w kwestii awansu zastępcy.

Sporym rozczarowaniem dla niebiesko-czerwonych zakończyła się ich kolejna potyczka w Centrum Sportu. Mowa oczywiście o drużynie rezerw Odry. Porażka z Victorią, która przed tym spotkaniem miała prawie dwa razy mniej punktów, wpisuje się w pełną niespodzianek serię gier. Złotego gola wbił „dumie Opola” jeszcze przed przerwą Pavlo Yavorski i był powód do świętowania, także w klubowym portalu. – Taką DRUŻYNĘ, pełną zaangażowania, walki i determinacji, chcemy oglądać zawsze! Nic dodać, nic ująć.

Wiecie, że Skalnik po raz ostatni zwyciężył dwa miesiące temu? Tak było do minionej soboty, kiedy z czeluści porażek wydobyli swój zespół Dawid Miroszka i z karnego Jarosław Chodorski. „Skalnicy” przykleili się dzięki temu do ogonka strefy spadkowej i jest to w ich przypadku ogromny wyczyn. – Blamaż w meczu o 6 punktów – takim tytułem skwitował poczynania swych ulubieńców serwis OKS-u. Tu też nic więcej dodawać wręcz nie wypada. W samym październiku i listopadzie ekipa z Graczy straciła… 23 gole i kto wie, czy to właśnie rozstrzygnięcie z Olesna nie jest największą sensacją tej kolejki.

Od samego początku o utrzymanie walczy debiutant w BS 4 lidze, TOR. Wyobraźcie sobie, że wasza jedenastka potrafi strzelić u siebie dwa, a nawet trzy gole i nie wygrać meczu? Tym razem do zgarnięcia pełnej puli wystarczył jeden, Portugalczyka João, dzięki któremu w Dobrzeniu Wielkim znów odżyły nadzieje na pozostanie w lidze. Sensacja to nie jest, ponieważ Chemik w tym sezonie poważnie dołuje, ale znając przypadki teamu Dariusza Surmińskiego, wiemy jaką radość sprawiła mu ta wygrana.

Zebrał Jacek Nałęcz