W obecnych czasach nie trudno nie spotkać się z opiniami, że dzisiejsza młodzież nie garnie się do uprawiania sportu. Nawet jeżeli chodzi o piłkę nożną, która jest najbardziej dostępna ze wszystkich i może być uprawiana przez każdego. Mateusz Ramus jest tego zaprzeczeniem. Choć ma zaledwie 22-lata, zdążył przeżyć już kilka piłkarskich przygód jak i zaliczyć pierwszy awans w drabince do zrobienia kariery sędziowskiej.

Przygodę z sędziowaniem rozpoczął w 2016 roku. Wcześniej był czynnym zawodnikiem, a po ukończeniu kursu jeszcze przez jakiś czas łączył sędziowanie z graniem w piłkę. Nie ukrywa, że będąc zawodnikiem bywało tak, że nie zgadzał się z decyzjami sędziów. Przełomowym momentem okazały się zawody w Smarchowicach Śląskich, gdzie mecz prowadził nasz obserwator szczebla centralnego Damian Picz i to on namówił Mateusza na kurs. – Mogę stwierdzić, że to on zaprowadził mnie na kurs, prowadził szkolenia i jemu zawdzięczam to, że teraz sędziuję – mówi Ramus.

I jak widać, do tej pory, nie ma w Mateuszu cienia wątpliwości, że dobrze wybrał. – Nie przytrafił mi się jeszcze żaden mecz, w którym miałbym obawy o swoje bezpieczeństwo. Nie miałem przypadku, żeby mi grożono albo, żebym musiał zakończyć spotkanie przed czasem. Wiadomo, że zdarzają się sytuacje, że zawodnicy nie zgadzają się z decyzjami sędziów i wyrażają to bardzo wulgarnie i niestety dzieje się tak bardzo często. W trakcie meczu zawodnik popełnia wiele błędów, ale jak sędzia pomyli się tylko raz, to mówi się o jego błędzie, a nie piłkarza – powiedział nam po meczu w Karnkowie, gdzie miejscowy UKS mierzył się z Atomem Grądy-Goświnowice.

Tego rodzaju świadomość, że zawodnicy też popełniają karygodne błędy z punktu widzenia m.in. trenerów i kibiców jest niestety bardzo rzadka. Każdy jest fachowcem jeżeli chodzi o pracę sędziów, ale tak na prawdę mało kto ma odwagę zmierzyć z tym zadaniem, czyli wyjść na boisko z gwizdkiem i poprowadzić mecz. Jak już wcześniej wspomnieliśmy, Ramus po ukończeniu kursu łączył jeszcze funkcję czynnego zawodnika oraz sędziego. Jego przygoda piłkarska była dość pokaźna, ponieważ rozpoczął ją w grupach młodzieżowych Polonii Karłowice skąd trafił do grup młodzieżowych Odry Opole. Tam w ciągu 5 lat zaliczył występy m.in. w Opolskiej Lidze Juniorów, Makroregionalnej Lidze Juniorów i Centralnej Lidze Juniorów. Zresztą właśnie z Odrą miał okazję występować w „juniorskiej Ekstraklasie”. Następnie po skończeniu wieku juniora grał w zespole Startu Siołkowice, Victorii Chróścice, a po wyjeździe na program studencki Erasmus i po jego powrocie, w Silesiusie Kotórz Mały, wszystko na poziome klasy okręgowej.

Debiut z gwizdkiem zaliczył w meczu ligi juniorów młodszych LZS Ligota Turawska – LZS Gronowice. – To była sobota, a w niedzielę debiutowałem jako asystent w klasie A, we Wrzoskach – wspomina. – Taką największą radością do tej pory była możliwość debiutu w BS 4 lidze opolskie, jako sędzia asystent. Dla mnie było to ogromne wyróżnienie, bo te rozgrywki są najważniejsze w naszym regionie – dodaje z dumą pan Mateusz.

Podczas przygody z gwizdkiem zaliczył już jeden awans, do klasy okręgowej B, ale otwarcie mówi, że chciałby sędziować „jak najwyżej”. Doświadczenie w życiu i na boisku nauczyło go już na tyle, że jest zwolennikiem robienia wszystkiego „małymi kroczkami”. – Od trzech lat już próbowałem awansować, raz zabrakło mi zaledwie pół punktu. Na tą chwilę cieszę się, że udało się osiągnąć ten awans – dodaje.

My cieszymy się, że wśród młodych ludzi są osoby, które oddają się sędziowaniu w stu procentach oraz wiążą z tym zawodem przyszłość, a podobnie jak w przypadku innych zawodów ciężka praca, wytrwałość, upór oraz wyrzeczenia kiedyś zaprocentują i życzymy tego Mateuszowi podczas dalszej kariery sędziowskiej. Życzymy także sobie, aby przykład Mateusza był inspiracją dla innych, którzy chcieliby w ten sposób przeżywać piłkarskie przygody, nie tylko z jednej strony boiska.