Fot. Krzysztof Wilk

– Teraz na obiektach sportowych jest bezpiecznie. Nie zawsze tak jednak było. Pamiętam taki mecz w Sidzinie, gdzie kibice kamieniami rzucali w zawodników. W czasach, kiedy jeszcze w Nysie nie było podokręgu, to tam kobiety z „kosami” przychodziły na mecz – wspomina sędzia piłkarski Ryszard Wawro.

Żywą legendę opolskich boisk mieliśmy okazję obserwować w akcji podczas B-klasowego meczu LZS Kępnica – Delta Bielice. Pan Ryszard z gwizdkiem pracuje już trzydzieści trzy lata, a w czasie tym rozstrzygał ponad trzy tysiące spotkań!

Początki.

Z piłką związany byłem od najmłodszych lat, ponieważ grałem w nią w Skoroszycach, czyli tam, gdzie mieszkałem. Potem poszedłem do wojska i po powrocie pewnego dnia pojechałem jako kibic do Sidziny na mecz klasy B, Sidzina – Skoroszyce. Okazało się, że nie dojechał sędzia i ja poprowadziłem te zawody, jako taki awaryjny sędzia wybrany z publiczności. Po tym spotkaniu musiałem udać się do podokręgu, po prostu zawieźć protokół. Tam mnie zapytano, czy nie chciałbym pójść na kurs sędziowski. Zgodziłem się i już po dwóch tygodniach przyszło zaproszenie. To działo się w 1986 roku.

Pierwszy mecz.

Doskonale pamiętam swój debiut, już jako „prawdziwy” arbiter z papierami. To było spotkanie w klasie C, w którym Morów grał z Jarnołtowem. Sam mecz niczym szczególnie się nie wyróżnił i nic w nim wielkiego się nie wydarzyło.

Słupki.

Osobiście nie prowadzę żadnych statystyk, gdyż nie mam takiej potrzeby. Dziś osoby, które decydują o obsadzie meczów mają takie dane w systemie. Wydaje mi się, że sędziowałem już ponad trzy tysiące spotkań i wiem, że robię to już ponad trzydzieści lat.

High Level.

Jako główny sędzia najwyżej prowadziłem mecze w A-klasie. Natomiast w roli liniowego występowałem w IV lidze, między innymi w Zdzieszowicach, gdzie prowadziłem zawody z Jarkiem Kleczą.

Niezapomniany mecz.

Nie prowadziłem spotkań, których nie mogłem dokończyć, albo żebym musiał z nich uciekać. Zdarzało się, że na przykład Sękowice nie mogły dokończyć zawodów, gdyż przyjeżdżali w ośmiu, a potem dwie dziwne kontuzje i w sześciu już nie mogli kontynuować gry.

Nie lubiłem.

Sędziować w Sidzinie. Tam zawsze było gorąco na trybunach. Kibice potrafili rzucać w zawodników kamieniami a kobiety przychodziły na mecz z „kosami”.

Dziś.
Dziś zdecydowanie prowadzi się zawody lepiej. Teraz ogólnie panuje wyższa kultura i wiele nauczyły się same kluby. Są raporty sędziowskie i kluby mogą być karane, dlatego na stadionach jest bezpiecznie.

Pan Ryszard nie należy do osób zbyt wylewnych, a całą swoją energię wkłada w swój fach. Oglądanie jego pracy na boisku to prawdziwa uczta i konia z rzędem temu, kto wskazałby na Opolszczyźnie drugiego takiego arbitra.