Dokładnie trzy miesiące i dwa dni czekała Opolszczyzna na mecz o stawkę. Mimo tego, że przerwa ta w piłkarskim kalendarzu wcale nie jest najdłuższa, to pod uwagę należy wziąć fakt, że od początku roku w naszym regionie odbyło się tylko 12 mistrzowskich spotkań, 8 ligowych i 4 w ramach pucharowych ćwierćfinałów.
Głód futbolu czuć było zatem w powietrzu i choć do normalności warunków organizacyjnych zawodów jeszcze nam wszystkim trochę brakuje, to oba spotkania wojewódzkiego półfinału – generalnie rzecz ujmując – nie zwiodły.
Orzeł Źlinice – Staj Brzeg, czyli piłkarskie święto kopanej
Miejscowy Orzeł do starcia ze Stalą Brzeg przystępował w roli kopciuszka. Drużyna spod Opola i tak swoje już zrobiła. Awans do 1/2 to największy sukces w historii klubu, ale… apetyt rośnie w miarę jedzenia, bo a nuż, widelec… – Trudny jest ten wynik, ale jeszcze się nie skreślamy i mamy nadzieję. No cóż, gdyby tak to się skończyło, wszedłbym do szatni i powiedział chłopakom – dziękuję! – mówił w przerwie zawodów prezes Orła, Henryk Olsok.
Jak można było przypuszczać, trzecioligowiec ustawił się wysoko pressingiem i nie pozwalał źliniczanom na zbyt wiele. Kto wie co by było, gdyby w 9 minucie piłka po uderzeniu głową Andrieja Malyka znalazła się w siatce. Adrian Szady z najwyższym trudem wypiąstkował ją na róg i był to cały strach brzeżan w tym meczu. Zresztą, od dwóch minut prowadzili oni 1:0, kiedy składną akcję całego zespołu zwieńczył Michał Sypek.
Przed przerwą na listę strzelców wpisali się jeszcze Dawid Kamiński i Dariusz Zapotoczny, a po zmianie stron z karnego Damian Celuch i Michał Szymczyk. Nie oznacza to wcale, że przyjezdni jechali z miejscowymi jak z przysłowiową „furą”. Ot, grali swoje, a że umiejętności ich stały na wyższym poziomie… Na osłodę pięknego snu o Pucharze Polski i epokowej przygody „Orłów”, przy stanie 0:3 suspens podtrzymał Tomasz Shichta. Etatowego zdobywcę goli dla reprezentanta klasy okręgowej kochają piękne bramki. „Szychcior” popisał się tym razem nie od parady lobem, czym przy okazji przebudził niemiłosiernie zbijającego bąki golkipera Stali.
– Osiągnęliśmy naprawdę dużo, nie udało się – trudno i spróbujemy za rok. Myślę, że dobrze przygotowaliśmy się do spotkania. W dobie pandemii ciężko nam było pohamować pewne rzeczy i je ograniczyć. To jednak wielkie święto dla naszych kibiców. Nie bagatelizujemy zagrożenia, ale i nie dajmy się zwariować. Uważam, że nie mamy się czego wstydzić. Mamy piękny, zadbany obiekt jak na nasze warunki i możliwości, zaś piłkarsko zaprezentowaliśmy się najlepiej jak potrafiliśmy – podsumował pucharową imprezę sternik Orła.
Warto nadmienić, że do Źlinic przyjechała także zorganizowana grupa kibiców z Brzegu oraz uzbrojony po zęby oddział prewencji. Czy siły i środki posłane na tę „akcję” były adekwatne do ofensywnych możliwości ubranych w żółte barwy kilku starszych jegomości oraz towarzyszących im sympatycznych przedstawicielek płci pięknej, nie nam oceniać. Najważniejsze, że świetnej atmosfery całego meczu nit nie zmącił, a i wyposzczeni trochę stróże prawa rozprostować mogli zleżałe wskutek epidemii kości i pokazać się w bojowej gotowości.
Polonia Nysa – Ruch Zdzieszowice, czyli kawał „meczycha”
To, że na stadionie Polonii może dojść do sportowej jatki, podpowiadał nam instynkt. Gospodarze kilka tygodni temu awansowali na szczebel, z którego z pełną świadomością zrezygnował ich sobotni rywal. Faworyta trudno było zatem wskazać i tak naprawdę żadne z rozstrzygnięć nie byłoby sensacją. Okoliczności w jakich Polonia zagra w finale w Chrząstowicach pokazały po raz kolejny za co wszyscy kochamy piłkę nożną.
Kiedy Kacper Fedorowicz ujrzał drugą żółtą kartkę i w 72 minucie mógł iść pod prysznic, wydawało się, że „Zdzichy” powolutku witają się z gąską. Status quo w postaci 1:1 po trafieniach Sylwestra Dębskiego i Mateusza Danieluka z przerwy utrzymywało się, lecz to przyjezdni w sferze mentalnej – możliwe, że zbyt szybko – uwierzyli w końcowy sukces.
– Przeciwnik pokazał charakter i gratuluję mu wygranej. Polonia była do bólu efektywna. Chłopaków mi szkoda, zagrali dobry mecz walki, ale dziś zawiodła nas skuteczność. Rywale ograli nas w dziesiątkę, trochę im pomogliśmy i z tego powodu możemy czuć się upokorzeni – nie krył smutku trener gości Łukasz Ganowicz.
Decydująca o losach meczu okazała się 81 minuta, w której zdzieszowiczanie sami rzucili miejscowym koło ratunkowe. Ich domek z kart runął po błyskawicznej kontrze sfinalizowanej przez Adama Setlę, a parkiet posprzątał w niemal identyczny sposób, już w doliczonym czasie gry Ble Dro Narcisse. Trener nysan Arkadiusz Bator docenił poziom widowiska, ale wybiegł też w przyszłość. – Ruch to bardzo solidna drużyna, dalej na poziomie 3 ligi, a to, że z nią wygraliśmy pokazało, że i my możemy sobie na tym szczeblu poradzić.„
Komplementy w stronę rywali słał także kapitan Polonii Rafał Bobiński. – W drugiej połowie Zdzichy” podkręciły tempo. Wyszli do nas wyżej i bardziej agresywnie, przez co mieliśmy problemy z rozgrywaniem piłki od tyłu. Po czerwonej kartce zrobiło się dla nas bardzo nieciekawie. W tamtym sezonie nie graliśmy z tak dobrym przeciwnikiem i super, że dwa razy udało się skutecznie wyprowadzić kontrataki. Jeśli chodzi o finał, to interesuje nas tylko wygrana. W zeszłym roku odpadliśmy w półfinale, to skoro w tym udało się nam awansować…
Organizacyjnie nyski puchar także trzymany był pod kontrolą. Informacja od spikera zawodów o możliwości udostępnienia dla publiczności od 21 lipca 50% miejsc na trybunach trafiła tam gdzie trzeba. Oficjalnie starcie w Nysie oglądało 150 osób, ale piłkarski obiekt to nie apteka, a i w celu ustalenia dystansu społecznego zmniejszanego właśnie do 1,5 metra, nikt się linijką posługiwał nie będzie.
https://www.facebook.com/Opolskizpn/posts/3385116681551862
https://www.facebook.com/Opolskizpn/posts/3386654658064731
Zebrał Jacek Nałęcz