Wypełnione po brzegi trybuny Stadionu Miejskiego w Kluczborku po raz pierwszy podniosły się w 7 minucie. Dobre podanie w pole karne otrzymał Adam Ryczkowski i kiedy wydawało się, że znajdzie się sam przed Joao Virginią, nie opanował piłki na korzyść dobrze interweniującego Diogo Leite.
180 sekund później kapitalną okazje stworzyli goście. Portugalczycy przeprowadzili ładną akcję na prawej stronie, futbolówka trafiła do Jose Gomesa, który z 6 metrów „ostemplował” naszą poprzeczkę. Na następny strzał zawodów czekaliśmy do 21 minuty. Oddał go z dystansu Jakub Łabojko, lecz przymiarka zawodnika Rakowa Częstochowa poszybowała wysoko nad bramką.
W 27 minucie bardzo silnie z lewego kąta mierzył Filipe, ale Bartłomiej Drągowski był dobrze ustawiony i piłkę odbił. Jak bumerang wróciła ona jednak do gości i tym nasz golkiper był bez szans. Oko w oko stanął z nim Andre Vidigal i płaskim uderzeniem po ziemi wyprowadził następców Ronaldo na prowadzenie.
Najładniejszą akcję biało-czerwonych w tej części gry oglądaliśmy w 32 minucie. Zakończył ją soczystą bombą Przemysław Mystkowski, lecz po rękach Virginii piłka wyszła na róg. Spotkanie zaczęło nabierać rumieńców. Minuta 36 znów należała do Drągowskiego, który kapitalną paradą uchronił nas od straty drugiego gola. Przymiarka Filipe była bardzo silna i precyzyjna, a niektórzy widzieli już piłkę w siatce.
Końcówka pierwszej odsłony należała do Polaków. Podopieczni Dariusza Gęsiora byli częściej w posiadaniu piłki, lecz nie potrafili udokumentować tego bramką „do szatni”, która już po przerwie mogłaby odwrócić losy meczu. Druga odsłona zaczęła się jednak od „wejścia smoka”. Michał Żebrowski potrzebował 60 sekund, aby wyrównać stan zawodów. Jego pierwszy strzał Virginia obronił, ale wobec dobitki, która o mało nie rozerwała bramkowej konstrukcji, był już bezradny.
Momentalnie nieco senny do tej pory kluczborski stadion natychmiast się ożywił. Co ciekawe, najgłośniejsza w dopingu była tzw. „dostawka”, czyli okazyjna trybuna postawiona właśnie z tej strony, gdzie padł gol jokera Żebrowskiego. Taki obrót sprawy dodał spotkaniu jeszcze większej dramaturgii. Przyjezdni w 65 minucie zmarnowali kapitalną okazję do odzyskania prowadzenia. Najpierw Vidigala powstrzymał Dragowski, a to jak przy poprawce spudłował wszędobylski Filipe, pozostawiamy już tylko jego snom.
Drągowski w 69 minucie obronił też kąśliwą próbę Bruno Paza, a obie te sytuacje rozdzieliło kapitalne solo Kamila Pestki. Gracz Cracovii dryblował jak… rasowy Portugalczyk i tylko dzięki czujności Virginii na tablicy świetlnej nadal wyświetlany był remis. Starcie dwudziestolatków ewidentnie rozruszało widownię. Doczekaliśmy się też znanych z występów pierwszej reprezentacji przyśpiewek, oczywiście wszystko intonował niezmordowany tego dnia „sektor extra”.
Na boisku do głosu zaczęli dochodzić ludzie Filipe Ramosa. W 75 minucie Drągowski znów pokazał klasę, wyszedł z bramki i nogami powstrzymał Filipe. Kolejne natarcie gości dało im bramkę na wagę zwycięstwa. Wynik ustalił wprowadzony na zmianę Thiago Dias, znów strzałem po ziemi, przy którym chyba najlepszy zawodnik w szeregach narodowej niewiele mógł uczynić.
Protokół
U-20: Polska – Portugalia 1:2 (0:1)
Bramki: 47′ Michał Żebrakowski – 28′ Andre Vidigal, 77′ Tiago Dias.
Żółte kartki: Kamil Pestka, Piotr Kwaśniewski, Sebastian Chruściel – Rui Pires, Alexandre Pinto, Joao Queiros, Joao Virginia.
Portugalia: Virginia – Pinto, Quiros, Pires, Filipe (85. Neto), Jordao (66. Paz), Gomes (57. Marques), Fernandes, Leite, Sousa, Vidigal (57. Dias).
Rezerwowi: Duarte, Conto, Simones, Silva, Paz, Lameira, Marques, Neto, Dias.
Trener Jose Guilherme.
Polska: Drągowski – Chruściel, Dzięcioł, Kwaśniewski, Jóźwiak, Milewski, Siemaszko (46. Żebrakowski), Ryczkowski (46. Mandrysz), Mystkowski (61. Przybylski), Pestka, Łabojko (77. Ambrosiewicz).
Rezerwowi: Wilk, Poprawa, Ambrosiewicz, Żebrakowski, Mandrysz, Jończy, Przybylski.
Trener Dariusz Gęsior.
Sędzia Ondrej Ginzel (Czechy).
Widzów 3 tys. (komplet).
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.1707709132625967.1073741970.524884664241759&type=1&l=472dd84434
Reporter Jacek Nałęcz. fot. Mirosław Szozda.