Reporter i zdjęcia Mirosław Szozda.

Przed laty wybitny szkocki trener piłkarski Bill Shankly porównując futbolową drużynę do fortepianu błyskotliwie stwierdził: „Potrzebujesz ośmiu, żeby go nieśli i trzech, którzy umieją na tym cholerstwie grać”. Obserwując poczynania Otmętu na boisku w Obrowcu wydawało się, że krapkowiczanie przybyli tutaj wyłącznie grupą tragarzy. I bynajmniej nie dlatego, że nie mają „papierów na granie” (w piłkę, nie na fortepianie). Te bowiem, kilku z nich z trenerem włącznie, zaprezentowało właśnie w klubie z podgogolińskiej wsi, gdy przed laty miejscowy klubik występował w seniorskiej elicie Opolszczyzny. Goście, którzy byli wielkim faworytem konfrontacji z czerwoną latarnią ligi, najzwyczajniej nie mieli dnia do futbolowych fajerwerków. Inna rzecz, że obrowczanie wręcz oddychali ambicją, czym mocno napsuli krwi rywalom.

To, że w futbolu nie liczy się nic oprócz tego co wpadnie „do sieci” udowodniła choćby pierwsza akcja gospodarzy. Kopnięta „na uwolnienie” piłka spadła wprost pod nogi ustawionego na szpicy Pawła Szulca, a ten choć nie miał łatwego zadania, przy użyciu najprostszych z możliwych środków – skierował ją między słupki. – Jadziem z Otmantem! Ładujemy miastowym! – rozległy się okrzyki nieco bardziej rozluźnionych piknikową atmosferą kibiców miejscowego LKS-u. Ci, którzy posiadali nieco więcej wiedzy na temat możliwości obu ekip już w 8.minucie zaskoczyli propozycją skierowaną w kierunku arbitra: – Kończ waść ten mecz i gitara!

Za struny zdecydowanie częściej pociągali jednak przyjezdni, choć w ich grze trudno było dopatrzeć się wirtuozerii. Podopieczni trenera Łukasza Rogacewicza męczyli się niemiłosiernie i choć mieli ułatwione zadanie za sprawą obecności między słupkami bramki obrowczan ich nominalnego napastnika w osobie samego prezesa, wyrównujący gol wciąż nie pojawiał się na horyzoncie. Wypatrzył go dopiero chwilę przed gwizdkiem na przerwę Tomasz Bruell i goście odetchnęli z ulgą. Zaraz po zmianie stron, za sprawą rezerwowego Piotra Wronki, miejscowi dostali drugiego „gonga” i wydawało się, że nokaut jest tylko kwestią czasu. Krapkowiczanie długimi fragmentami okupowali połowę przeciwnika, ale w kluczowych momentach potwornie grzeszyli nieporadnością. Gospodarze przetrwali ciężkie chwile od czasu do czasu samemu pokazując lwi pazur w ofensywie.

Prawdziwą „wisienką na torcie” była ich wyjątkowej urody akcja z 70.minuty, w której ułańską szarżę jednego ze skrzydłowych kapitalnym uderzeniem głową sfinalizował Łukasz Wyschka i było 2-2. Znowu zanosiło się na niespodziankę, ale to Otmęt w 85.minucie zrobił użytek ze „złotej myśli” premiera Leszka Millera po męsku kończąc zawody zwycięską bramką autorstwa Piotra Wronki. Popularny „Wrona” ustalił końcowy rezultat z rzutu karnego, po faulu golkipera Łukasza Machury na Damianie Gajowym. – Wygraliśmy, ale w nagrodę za waleczność gospodarzy sprawiedliwym byłby remis – przyznawał po meczu krapkowiczanin Adrian Mutke. Znany pod ksywką „Buba” doświadczony gracz FKS-u z łezką w oku odwiedza obrowiecki obiekt. – Od urodzenia mieszkam w Otmęcie, ale właśnie w klubie z Obrowca spędziłem fajnych 20 lat z piłką. Byłem tutaj jak była B-klasa, byłem też w czasach największych sukcesów LKS-u grając w jego barwach w 4 lidze. Mogę powiedzieć, że Obrowiec jest moim drugim domem – uśmiechał się 47-latek.

Piotr Adamek (Otmęt Krapkowice): – Wygraliśmy, ale nie czujemy jakiejś specjalnej radości. Po takiej grze jaką zaprezentowaliśmy w Obrowcu nie mamy ku temu powodów. Zmarnowaliśmy bodaj po sześć stuprocentowych okazji w każdej połowie. Dopisujemy sobie trzy punkty, ale gospodarzy trzeba pochwalić za walkę. Nam na pewno tej zadziorności dzisiaj brakowało. Chyba opadło z nas ciśnienie wobec dużej straty do lidera. Nie spodziewam się jednak, że w następnych spotkaniach będzie lepiej. Nie trenujemy, a na zajęciach bywa zaledwie po kilka osób i widzieliśmy dzisiaj tego efekty.

Dawid Goraj (LKS Obrowiec): – Trochę żal, bo mógł być korzystny wynik. Cieszy zaangażowanie w tym meczu, co nie jest u nas regułą. Na mecz z Otmętem każdy chciał się pokazać kibicom. Częściowo udało się zostawić pozytywne wrażenie, choć szkoda że nie urwaliśmy gościom punktu. Nie powiem że nie mieliśmy szczęścia, bo mieliśmy szczęście w nieskuteczności rywala. Nie ułatwił nam sprawy tez sędzia, bo były dwie sytuacje sporne, w których sędzia moim zdaniem powinien podyktować dla nas rzut karny. Możemy jednak wracać do domów z podniesioną głową, bo każdy z nas zostawił dzisiaj sporo zdrowia na boisku. Nie udało się, a ja mam nadzieję że takie zaangażowanie jak dziś drużyna pokaże w następnych meczach. Może w końcu uda nam się po raz pierwszy zwyciężyć w tym sezonie.

Klasa B, gr. 11
LKS Obrowiec – Otmęt FKS Krapkowice 2-3 (1-1)
1-0 Szulc-8., 1-1 Bruell-41., 1-2 Wronka-50., 2-2 Wyschka (głową)-70., 2-3 Wronka (z karnego)-85.

LKS Obrowiec: Machura (86. G.Goraj) – Dudek, D.Goraj, Jendrusch, Pierskała, Cerman, Hergesel, Krawietz, Niemiec (60.Wyschka), Błaszkiewicz, Szulc.
Trener: Paweł SZULC.

Otmęt Krapkowice: Grabowski – Adamek, Ochlast, Bruell (70.Czyż), Kubilas (60.Stępniewski), Myśluk, Kołodziej (46.Kisiel), Broniewicz (87.Mutke), Wymysłowski (85.Sołtysik), Opioła (46.Wronka), Gajowy.
Trener: Łukasz ROGACEWICZ.

Żółte kartki: Krawietz – Ochlast, Adamek.

Sędziował: Bartosz Szaja (Koźle).

Widzów: 80.

Krapkowickie derby w opolskiej "B-undeslidze" dostarczyły sporo emocji ??

Opublikowany przez Opolski Związek Piłki Nożnej Środa, 17 kwietnia 2019