Jesienna potyczka zimnowódczan w Steblowie przypominała strzelecką „jazdę bez trzymanki”, a za blisko tuzin strzelonych wówczas przez obydwa zespoły bramek (było 7-4 dla gości) bohaterowie zebrali od kibiców solidne brawa. Tym razem obyło się bez snajperskich fajerwerków, ale nie oznacza to, że starcie zespołów stacjonujących w dolnych rejonach tabeli było nie wartym „funta kłaków” widowiskiem. Wręcz przeciwnie. O ile walka i ambicja to znak firmowy B-klasowych rozgrywek, o tyle dramaturgia nie zawsze idzie z tym w parze, a tego ostatniego właśnie w niedzielne popołudnie było w Zimnej Wódce najwięcej.
Prawdziwie „hitchcockowską produkcję” poprzedziły problemy gości ze złożeniem wyjściowej jedenastki, dlatego w oczekiwaniu na spóźnialskich mecz rozpoczął się z kwadransowym poślizgiem. – Pora niedzielnego meczu, a niektórzy nasi zawodnicy jeszcze w domu kluski jedzą – rzucił głośno jeden z niezadowolonych graczy Steblowa. Po pierwszym gwizdku arbitra przyjezdni szybko zapomnieli o swoich kłopotach i już w pierwszej akcji mogli skarcić gospodarzy. Na wysokości zadania stanął jednak bramkarz Kamil Piątek i fani miejscowej drużyny mogli odetchnąć. Chwilę później popołudniową „pobudkę” strzegącemu bramki po drugiej stronie boiska Krzysztofowi Zorembikowi zafundowali miejscowi, lecz i w tym przypadku snajperskie zakusy zakończyły się fiaskiem.
W miarę upływu czasu coraz większą przewagę osiągali gospodarze, którzy tylko własnej „impotencji” strzeleckiej zawdzięczają to, że na przerwę schodzili z jedną bramką „w plecy”. Zanim jednak pokarał ich Marcin Biksa rzeczy niemożliwe działy się pod bramką gości. Najpierw dośrodkowania Martina Jelito z najbliższej odległości nie zdołał przeciąć Rafal Kalka, a próbujący interweniować golkiper Steblowa minął się z piłką, lecz ta – na szczęście dla przyjezdnych – nie wpadła ostatecznie między słupki z wolna opuszczając plac gry. Później Kalka w dogodnej sytuacji trafił jedynie w boczną siatkę, a Zygmunt Długosz złapał się za głowę nie trafiając do bramki z kilku metrów. Takich okazji zawodnicy w czerwonych strojach mieli znacznie więcej, za każdym razem kończyło się jednak podobnie – czyli „pudłem”. Ofensywę miejscowych dosyć nieoczekiwanie zatrzymał wspomniany Biksa, który po błyskawicznym kontrataku jego drużyny, ku wielkiemu zdumieniu lokalnych fanów, trafił na 1-0 dla Steblowa.
Druga połowa wyglądało bliźniaczo. Zimnowódczanie z husarską fantazją nacierali na rywali, ale albo „rozbijali się” na dobrze zorganizowanej obronie, albo marnowali okazję za okazją. Steblowianie tymczasem, mając korzystny wynik, konsekwentnie realizowali swój plan rodem z ze słonecznej Italii, czyli dobrze znane nieco starszym sympatykom futbolu „catenaccio”. Taktyka zmasowanej obrony nie wytrzymała próby czasu, bo w samej końcówce meczu gospodarze dopięli w końcu swego. Na 1-1 w 80.minucie trafił Damian Bachen, a „oddychający rękawami” przyjezdni z coraz większa tęsknotą wypatrywali końcowego gwizdka. W doliczonym czasie gry arbiter Damian Buszka użył swojego atrybutu, lecz tylko po to, by podyktować rzut wolny dla Zimnej Wódki. Z niemal połowy boiska futbolówkę kopnął równie mocno, co wysoko Łukasz Michalski, a nieco nerwowo reagujący na przedpolu bramkowym Zorembik pozwolił jej wpaść mu „za kołnierz”. Radości w kipie gospodarzy nie było końca, a chwilę po zakończeniu zawodów z płyty boiska dało się słyszeć hymn zwycięzców: – Zimna to jest potęga! Zimna najlepsza jest! Zimną trzeba szanować! Zimna to nasz LZS!
Paweł Michalski (trener Zimnej Wódki): – Takiego autobusu, jaki dziś postawili na naszym boisku goście już dawno nie widzieliśmy. Do tego Steblów stworzył sobie praktycznie jedną bramkową okazję i zdołał zamienić ją na bramkę. Oczywiście każdy gra na miarę swoich możliwości i goście ewidentnie nastawili się dzisiaj na zmasowaną obronę. Przyznam, że długo im to wychodziło, ale w końcówce spotkania sprawiedliwości stało się zadość i osiągnęliśmy swój cel jakim było zwycięstwo. Dominowaliśmy nie tylko piłkarsko, ale i fizycznie nad rywalem. Widać robią swoje treningi, które odbywamy z chłopakami raz w tygodniu.
Sebastian Kulawik (kapitan Ruchu Steblów): – Faktycznie, dzisiaj szczęście długo nie sprzyjało lepszym, a tym bez dwóch zdań była dzisiaj Zimna Wódka. Mamy swoją taktykę, która opiera się na dobrej obronie i dzisiaj gospodarze mieli z tym duże problemy. Nie tylko oni zresztą, bo tydzień temu o wartości naszej defensywy przekonał się sam lider wygrywając z nami tylko 1-0. Końcowy wynik dzisiejszego meczu wydaje się być sprawiedliwy, choć sędzia mógł nie doliczać tyle minut i wówczas dotrwalibyśmy do końca z remisem. Nikt nie ma pretensji do naszego bramkarza za bramkę puszczoną w ostatnich sekundach. Taka jest piłka, a my pamiętamy że wcześniej wielokrotnie udanymi interwencjami ratował nam skórę. Ciułamy te punkciki pomalutku, bo naszym celem w tym sezonie jest to, by nie być na koniec ligi ostatnimi. Jak na razie sztuka ta nam się udaje, ale do końca sezonu jeszcze daleko.
Protokół
B-klasa gr.12: LZS Zimna Wódka – Ruch Steblów 2-1 (0-1)
0-1 Biksa-35., 1-1 Bachen-80., 2-1 Michalski (z wolnego)-90+4.
Zimna Wódka: K.Piątek – Michalski, Piela, Biliński, Błyszcz (86.K.Kalka), R.Kalka (58.Paczuła), Socha, Bachen (83.S.Skrzydeł), Ł.Piątek (63.Mehlich), Jelito (86.D.Skrzydeł), Długosz. Trener: Paweł Michalski.
Ruch Steblów: Zorembik – Kulawik, Troszka (69.Baron), Binek, Ciepliński, Biksa, Czapla, Syrzysko, Ziegler (46.Gajewski), Geszlecht (85.Paszczuk), Tkocz. Trener: Mateusz Gajewski.
Żółte kartki: Czapla.
Widzów: 80.
Sędziował: Damian Buszka (KS Opole).
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.1889634567766755.1073742019.524884664241759&type=1&l=78f86bb112
Reporter Mirosław Szozda.