Na zdjęciu: Mateusz Sałek (trener drużyn dziecięcych), prezes Barbara Stolarewska, Tomasz Mazur (trener drużyn dziecięcych) i burmistrz Głogówka, Piotr Bujak. (Fot. M. Szozda)

Ma w domu „chłopaków”, którzy… są piłkarzami. Mąż jest futbolowym „oldbojem” i choć nigdy nie występował zawodowo, to w każdy piątek biega za piłką. Najmłodszy syn już jako trzy i pół latek trafił do Fortuny, a teraz gra w Odrze Opole i uczy się w klasie sportowej. Starszy syn występuje w Fortunie, jest trenerem drugiej drużyny i zespołu juniorów.

Klubem zaczęła rządzić przez przypadek, a część zawodników kiedyś uczyła w średniej szkole, języka polskiego nie futbolu. Przed państwem pani Barbara Stolarewska, prezeska – lub jak kto woli – prezes Fortuny Głogówek.

Zacznę od gratulacji. Zacząć nową rundę od wygranej i to z derbowym rywalem, który walczy o życie? To musi cieszyć!
Bardzo cieszy. Tym bardziej, że Głogówek od Prudnika dzieli niewielka odległość. Nigdy wcześniej nie rywalizowaliśmy tak bezpośrednio, choć mamy dobre stosunki z tym klubem. Dzięki temu zwycięstwu zachowujemy miano najlepszej drużyny w powiecie prudnickim, co jest dla nas bardzo ważne. To także taki ukłon w stronę władz Starostwa Powiatowego.

Nie było pani na tym meczu, prawda?
Zgadza się. Wróciłam właśnie z Zakopanego. Chciałam naładować baterie przed długą rundą rewanżową. Okazja była znakomita, gdyż był to wyjazd koleżanek – dyrektorek szkół, zaplanowany grubo wcześniej i bardzo się udał.

Złotego gola na wagę trzech punktów w starciu z Pogonią zdobył Tomasz Hajduk. Co pani powie o tym zawodniku?
To bardzo skromny i wyciszony chłopak, zdający sobie sprawę z wagi swojej gry. On wie, że czasami jak on nie strzeli, to może się to nie udać innym i bierze za to wielką odowiedzialność.

To pytanie było trochę podstępne. Generalnie chciałem się dowiedzieć, jak czuje pani „bluesa drużyny”. No to weźmy następnego. Ot, choćby jego brata – Dariusza?
On jest akurat jego przeciwieństwem. Ma w sobie dużo energii, emanuje nią, a przy okazji jest bardzo wszechstronny.

Ciężko mi panią zagiąć. To może nowy nabytek tej zimy, Michał Bachor (poprzednio Ruch Zdzieszowice)?
To jest taki boiskowy „magister”. Takiego zawodnika bardzo nam było potrzeba. Jest bardzo doświadczony. Na placu gry wie, jak i kogo gdzie ustawić, potrafi wywrzeć wpływ na kolegów. Jest poza tym dobrym duchem drużyny, takim „guru” zespołu, na którego zawsze można liczyć. Podobnie jest z Piotrem Trinczkiem, który przybył do nas z Unii Krapkowice. Szybki w polu i tu także doświadczenie bierze górę.

Poddaję się. Skąd taka wiedza? Pani tak o każdym w zespole? Z czego to wynika?
Jestem na meczach, obserwuję ich i rozmawiam z nimi prywatnie. Mam wyrobione zdanie na temat naszych piłkarzy, co pomaga mi lepiej do nich dotrzeć.

Dowiedziałem się, ża tych chłopców uczyła pani w szkole.
Oczywiście nie wszystkich. Tych młodych nie, oni dopiero teraz poszli do szkoły średniej, a ja od 5 lat już w niej nie pracuję. W czwartoligowej drużynie już tacy są, a kilku, w sumie najwięcej, jest w zespole rezerw B-klasy. Takie wcześniejsze „znajomości” bardzo pomagają w bieżących kontaktach już w samym klubie. Mam obraz jaki ten człowiek jest. Oglądałam niektórych jeszcze jak grali w pilkę na szkolnym boisku i już można było wyczuć, kto ma predyspozycje do piłki. Podejście pedagogiczne bardzo się teraz przydaje.

Jak pani myśli, dlaczego wielu z nich powróciło, żeby grać w Głogówku i nie tuła się już po wioskach?
Był taki czas, że w drużynie zostało pięciu zawodników. Trudno mi powiedzieć dlaczego od nas odeszli. Kiedy zaczęliśmy zbierać ludzi i znów grać, wrócili i trwają z nami na stałe, ale nic na siłę. Pomogli nam się podnieść, a ja dałam im możliwość wyboru, że jeśli będą chcieli odejść, to mogą to bez urazy zrobić.

Jeszcze trzy lata temu walczyliście w opolskiej „B-undeslidze”. Chyba powiedzienie: „Gdzie diabeł nie może…”, doskonale się sprawdziło?
No, powiedzmy. Niech i tak będzie. Byli koło mnie sami panowie, ale jakoś tak wyszło, że działam ja. Z tej B-klasy chcieliśmy jak najszybciej się wydostać i osiąść poziom wyżej. Przyszedł kolejny awans do „okręgówki” i znów celem było złapanie oddechu. Teraz gramy w 4 lidze, ale to już naprawdę wszystko na ten czas.

Jak to było dokładnie z tym „przypadkowym” objęciem roli prezesa klubu?
Mój młodszy syn grał w Orlikach i cieżko było to poukładać w tych grupach. Część rodziców rozmawiała o tym, a ja chciałam pomóc i spróbować to ogarnąć. Działałam w drużynach dziecięcych i zostałam sekretarzem w zarządzie, a potem, po rezygnacji zarządu zostałam sama i na siłę, z uporem szukałam pomocników. Udało się zorganizować to, że jest drużyna.

Ciągłe obcowanie z facetami to rzeczywiście taka idylla? Piłka nożna to sport męski, więc trochę „mięsa” musi czasem polecieć. Nie przeszkadza to pani?
Nie. Przyzwyczaiłam się. Drażni mnie przede wszystkim język młodzieży, głownie młodych zawodników. Bardzo zwracam na to uwagę. Wulgaryzmy w piłce wynikają przede wszystkim z niepowodzenia, emocji, czy z boiskowej złości, bardzo często nie są zamierzone i ja to rozumiem.

Czyli „kobieta łagodzi obyczaje”?
Trudno mi powiedzieć, czy akurat ja łagodzę. Ale wobec mnie mężczyźni zachowują się bardzo przyzwoicie i mamy bardzo dobre, spokojne i przyjemne relacje. Także, a może przede wszystkim z zawodnikami i sztabem szkoleniowym. Ja się bardzo przejmuję tym, co się w klubie dzieje, dużo o tym rozmyśłam i wspólnie staramy się poukładać tematy, i je układamy.

Nie wierzę, że nie ma pani takch chwil, żeby rzucić to wszystko w tak zwaną „cholerę”?
Tak, są takie chwile. Wszystkiemu winiem przede wszystkim brak czasu. Zdaję sobie sprawę, że muszę być bardzo dobrze zorganizowana. Jak już mi się to udaje, to piłkarska biurokracja strasznie daje mi w kość.

Zaczynam się domyślać, że chodzi między innymi o „firmę”, którą reprezentuję. Proszę walić śmiało! Dziś OZPN jest juz z „tych”, czy jeszcze z „tamtych czasów”?
Nie znam tamtych czasów, chociaż słyszałam, że wtedy było dużo łatwiej, szczególnie w najniższych ligach. Było wiecej kontaktów bezpośrednich, papiery nosiło się w teczkach i wszystko działało na papierze. Teraz należy posługiwać się głównie intertnetem i współczuję tym, którzy „komputerowi” nie są. Jest to bardzo czasochłone, to wypełnianie formularzy, wniosków, skanów przeróżnych dokumentów i czasami spędza sen z powiek. Robię to w domu, a i tak zajmuje to ogrom czasu.

Będę Związku bronił jak niepodlegości, taka moja rola. Jest pandemia, ogranczenia, etc.
Ależ ja bardzo cenię sobie spotkania online, które są pożyteczne dla włodarzy klubów. Często jednak dowiadujemy się o podejmowanych decyzjach już po fakcie, kiedy dana uchwała już zapadła. Uważam, że kontakt pionu zarządzającego rozgrywkami powinien być z nami – prezesami – lepszy. Gównym źródłem informacji jest internetowa strona, która działa zresztą bardzo dobrze, ale nie wszystko się z nami konsultuje, czy uzgadnia. Właśnie w dobie pandemii byłoby to szczególnie wskazane.

Co na przykład?
Ot, choćby wymóg posiadania drużyn mlodzieżowych. Pandemia „pozamykała” lub znacznie ograniczyła kontakty międzyludzkie. To główny powód naboru do grup, z którym są straszne problemy. Dzieciaki nie chodzą do szkół, nie można ich spotkać, gdyż głównie siedzą przed komputerami. Nie mamy żadnych możliwości porozmawiania nawet z rodzicami. Przy tak ograniczonych kontaktach, także strachu, jak mamy znaleźć dzieciaki chętne do gry w piłkę?

Wrócmy do zarządzania klubem. Bardzo ciekawi mnie aktualny budżet Fortuny.
Rocznie potrzebujemy około 150-200 tysięcy złotych. To są tylko podstawowe wydatki. Uważam, że opłaty OZPN, rejestracyjne i sędziowskie są wciąż wysokie. Jak na beniaminka, którym jesteśmy, trochę tego dużo. 53 tysiące otrzymujemy od Gminy Głogówek. W naszej gminie jest akurat bardzo dużo drużyn. Podział jest jaki jest i mimo tego, że dostajemy najwięcej, to starcza właśnie tylko na te opłaty, na trenerów oraz tzw. „dojazdy”. Od sponsorów otrzymujemy pieniądze na stroje i środki za umowy reklamowe. To one wspomagają i zasilają koszty drużyny. Staramy się, żeby występowali u nas przewszystkim „najsi” zawodnicy z gminy i taką prowadzimy politykę. Tacy, jak wspomniany Bachor, muszą też być, gdyż bez nich ciężko byłoby o sportowy wynik.

To się zgadza. Na waszej stronie odnalazłem całkiem pokaźne grono sponsorów, lecz bez pomocy władz miasta chyba ani rusz?
Zgadza się. Miasto użycza nam stadionu nieodpłatnie. Dzielimy się z nim po połowie z Rolnikiem B-Głogówek. Opłacamy podstawowe koszty obsługi obiektu i płacimy za wodę. Tę pomoc naprawdę czuć, dlatego staramy się dbać o stadion najlepiej jak potrafimy. Dodatkowo korzystamy z pełnowymiarowego boiska ze sztuczną nawierzchnią, które służy nam do treningów. Fortuna była kiedyś klubem miejskim, w nazwie miała „MKS”, ale nie wiem jak to się stało, że przestała nim być. My się MKS-em czujemy dalej, co czasami słychać na trybunach.

Sportowo jakoś trzymacie się w BS Leśnica 4 lidze, ale trenera wymieniliście, dlaczego?
Najpierw na początku sezonu z pracy zrezygnował Andrzej Lewczuk. Z trenerem Maciejem Lisickim byliśmy dogadani już w trakcie rundy jesiennej, ale miał pewne zobowązania i musieliśmy poczekać, choć regularnie oglądał nasze mecze. Jego poprzednik (Dariusz Przybylski) nie miał uprawnień do prowadzenia drużyny w 4 lidze, choć wyprowadził nas z dolnych rejonów tabeli. Dostaliśmy jednak czasową zgodę bez licencji, więc mógł pracować. Uważam, że był to dobry wybór, choć trener Lisicki miał na początku pewne obawy, w co się pakuje. Dostrzegł jednak w naszej drużynie pewien progres i się zdecydował. Obserwowałam jego pracę choćby podczas meczów sparingowych. To szkoleniowiec, który podczas meczu żyje całym sobą, ma świetny kontakt z zawodnikami i jest bardzo otwarty na problemy i sugestie zespołu. Dużo pyta i słucha co mówią do niego piłkarze.

W sztabie jest też Adam Lisicki i Krzysztof Storalewski. Czyżby taka „rodzina na swoim”?
Adaś bedzie miał ważne zadanie, ponieważ zajmie się obserwowacją i analizą rywali. Odprawę przed Prudnikiem prowadził właśnie on i po niej wszyscy wiedzieli, jak nastawić się przed tym wyjątkowym spotkaniem. Syn poszedł w trenerkę i zamierza się rozwijać. Dodatkowo pracuje w Białej, w tamtejszej Akademii Piłkarskiej i szkoli dzieciaków. Zajmuje się też wieloma sprawami organizacyjnymi. Ja go do klubu nie wepchałam, to była jego decyzja, a że jest uparty… Panią mamę-prezes wykorzystuje i owszem, więc czasami nie mam wyjscia i jestem zmuszana do pewnych rozwiązań i ustępstw, no ale co zrobić.

Czy pani futbolowe aspiracje sięgają wyżej niż liga wojewódzka?
Na razie nie. Musimy się dobrze poukładać i zostańmy póki co tam, gdzie jesteśmy. Wiem, że kilka razy już tak mówiłam i gramy teraz na najwyższym poziomie w województwie. Wiem też jak kończyły się eskapady opolskich klubów do 3 ligi i na taki awans trzeba być bardzo dobrze przygotowanym. Po Ruchu Zdzieszowice, który z tej ligi zrezygnował widać, że odstaje poziomem na plus od reszty, choć za taki obrót sprawy wielu do dziś ma pretensje.

W skali jeden do pięciu, na ile wsiąkła już pani w „tę piłkę”?
Myślę, że spokojnie na 4,5. Zaznaczam, że chodzi wyłącznie o piłkę opolską. Oczywiście staram się być na bieżąco. W domu musi stać futbolem, Canal Plus Sport często chodzi i lubię przysiąść się do moich „zawodników”.

W takim dniu jak dziś (Dzień Kobiet) nie mam sumienia i wewnętrznego moralnego przyzwoalenia na trudne pytania, dlatego na koniec spytam wprost: Co panią najbardziej wkurza w opolskej piłce?
To, że za każdym razem w meczowym raporcie muszę wpisywać to samo, czyli: brak kierownika ds. bezpieczeństwa. Jestem osobą, która podczas dnia meczowego odpowiada praktycznie za całą organizację zawodów. W dniu meczu żyjemy meczem i naprawdę, żądanie od panów delegatów różnych dokumentów, tylko dezorganizuje nam pracę i wybija nas z rytmu. Ja się absolutnie nie skarżę i znam ich rolę. To nie jest jednak ten czas. Sporządzanie przed tym, jak zawodnicy mają wyjść na boisko, list na żądanie delegata jest bardzo deprymujące. My działamy społecznie i staramy się jak najlepiej wszystko przygotować, ale na spokojnie, nie wtedy kiedy jest nerwówka przed pierwszym gwizdkiem. My oczekujemy pomocy, a nie „grania ważniaka”, zaś wszystko czego potrzeba mamy, tyle że nie teraz, nie w tej chwili… Jak mi się coś nie podoba, to mówię to wprost. Kiedyś w odpowiedzi usłyszałam: Dużo o pani słyszałem… No cóż, tak to rzeczywiście wygląda.

Na koniec ostatnie życzenie, osobiste, taka „złota rybka”, na 8 marca?
Mam kilka takich życzeń. Najpierw utrzymać się na godziwej pozycji w 4 lidze. Podskoczyć trochę w tabeli byłoby świetnie! Po drugie, posiadać więcej zdolnej młodzieży, która chciałaby bardzo uprawiać pilkę i osiągać sukcesy. Żeby wróciła normalność na stadiony, bo mecz jest dla ludzi, a w Głogówku jest to zawsze wielkie wydarzenie. Pragnę, żeby było więcej ludzi, którzy nas wspierają, nie tylko finansowo, ale tak „fizycznie”, żeby byli nam bardziej życzliwi.

Oczywiście dołączam się do wszystkich życzeń i wszystkiego dobrego! (rozmawiał Jacek Nałęcz)