Napastników na opolskich boiskach było i jest wielu, ale konia z rzędem temu, kto wskaże takiego, który jest już pewnego rodzaju legendą, ale żywą, ponieważ Łukasz Bawoł wciąż gra, wciąż jest siłą napędową wyjściowej jedenastki swojej drużyny i… wciąż trafia jak na zawołanie. 35 rok na karku, czworo dzieciaków, a jemu nadal się chce, a on dalej jak wino, im starszy – tym lepiej smakuje. – Nie musiałem nawet dużo biegać w tym meczu, bo piłka sama mnie szukała. Fajnie, że znowu odświeżyłem klasyfikację strzelców 4 ligi, a przecież nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa – mówił po ostatnim swym występie.

W 18. kolejce BS 4 ligi opolskiej wraz z Polonią Głubczyce przyjechał do Krapkowic, na starcie z miejscową Unią. – Zawsze jest adrenalina, gdy wraca się na „stare śmieci”. W Unii spędziłem ponad rok, dlatego przy żadnej ze strzelonych bramek nie zamierzałem okazywać radości. To z szacunku do moich kolegów z Krapkowic. Na pewno to była dużo słabsza Unia, niż ta z którą niedawno przegraliśmy 0-3 w Pucharze Polski. Do Krapkowic jechałem dzisiaj zupełnie spokojny o wynik, bo wiedziałem z jakimi problemami kadrowymi zmaga się ta drużyna – komentował już po zawodach.

„Bawołek” okazał się skarbem gości i katem gospodarzy. Oczywiście słowa dotrzymał, ponieważ to właśnie on zdobył wszystkie trzy gole w tym meczu, ale wzorcem jednego znanego polityka: „naciskał”, ale się nie cieszył. W klasyfikacji strzeleckiej pan Łukasz znów jest bardzo wysoko, gdyż z liczbą 15 goli wepchał się w ostatnią sobotę na podium walki o opolską „armatę”. Myślisz Bawoł – mówisz „piłka w siatce”, i odwrotnie… Nie jest rosły jak Eric Cantona i przebiegły jak Neymar, czy tak genialny jak jego ulubieniec – Ronaldo, ale futbolówka go kocha, uwielbia jego niepowtarzalną grację i styl uprawiania „kopanej”, dlatego para ta tworzy niepowtarzalną symbiozę. On, piłka, acha… i jeszcze ta siatka. Tak, Bawoł zdecydowanie lubi jej zapach i w piątce rywala spotkać go można najczęściej. – Generalnie zdobywam tyle samo goli co Ronaldo, tyle, że w niższej lidze – dodaje z uśmiechem.

Cyfry nie kłamią. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, któremu nasz bohater gola nie strzelił. Ot choćby w sezonie 2016/2017 w 4 lidze. W rozgrywkach biło się wówczas 16 zespołów, Bawoł strzelił 43 bramki i oprócz swojego bramkarza, pokonał wszystkich 15 pozostałych. Jego trafienia na opolskich boiskach są chyba nie do policzenia i to robota wyłącznie dla ekipy Almanachu Opolskiej Piłki Nożnej. Te, które pozyskał dla Głubczyc, szły parami po dziesięć.  O tym, że w okolicach stadionu przy Placu Sportowym nie stoi jeszcze jego popiersie, powinni zająć się jak najszybciej miejscy radni, może być i w trybie zdalnym. Zresztą, wszystko zaczęło się bardzo niedaleko.

Na tejże ziemi głubczyckiej funkcjonował klub o specyficznej nazwie Troja Włodzienin. Stamtąd do Poborszowa, a później do Polonii wyciągnął go trener Jan Śnieżek, który wie o nim wszystko. To właśnie z tym klubem przeżył największe wzloty i upadki, kiedy ten awansował na poziom 3 ligi, z trenerem Markiem Hanzlem, którego bardzo ceni. – Spadek z 3 ligi był chyba dla mnie najbardziej traumatycznym doświadczeniem w dotychczasowej przygodzie z piłką. To już z przerwami 8. sezon w tym klubie. Po degradacji myślałem, że to wszystko upadnie i przyjdzie nam się bić jedynie o miejsca w środkowej części tabeli – mówił dla katowickiego sportu w grudniu 2018 roku. Tymczasem Polonia znów była na topie, zaś „Bawołek” robiąc za przysłowiowa maszynkę do zdobywania goli, znów przewodził stawce snajperów i znów, z wrodzoną chyba skromnością, tonował sukcesy.

– Wcześniej grając w Pietrowicach czy Raciborzu, też sporo strzelałem, ale w 4 lidze to pierwszy tak dobry sezon. Z czego to wynika? Nie wiem. W zeszłych latach też miałem dużo okazji, jednak piłka nie chciała wpaść do bramki. Teraz prawie każde uderzenie kończy się golem – opowiadał przesłuchiwany przez NTO, kiedy w kalendarzu stukała mu trzydziestka, a on w pierwszych dziewięciu meczach miał już na swym koncie 19 trafień. – Co bym robił,  gdybym nie był piłkarzem? To niemożliwe, ja się urodziłem z piłką w kołysce. Nie mogło być inaczej – mówił w kwietniu, kiedy pandemia pozamiatała ligowe rozgrywki, a on ponownie zameldował się na „pudle”, tym razem z dorobkiem 21 goli.

Największe marzenie jednego z najlepszych snajperów w historii opolskiej piłką musi być związane z najpopularniejszą dyscypliną świata. – Chciałbym z żoną i córką pojechać oglądać mecz mojego syna Błażeja w barwach Realu Madryt, któremu zawsze kibicowałem i kibicuję – rozwiewa wątpliwości. – Na naszym krajowym podwórku kibicuję Rakowowi Częstochowa. Takie nazwiska jak Świerczewski, Cygan, Papszun czy Śledź, gwarantują temu klubowi świetną przyszłość. Bardzo irytuje mnie dwulicowość niektórych działaczy i niekompetencja niektórych trenerów – wbija łyżkę dziegciu i pokazuje, że piłka to nie wszystko. – Strzelanie goli daje satysfakcję, ale najbardziej dumny byłem, kiedy założyłem rodzinę i kiedy na świat przychodziły moje dzieci.

W Święto Niepodległości 2020 Łukasz Bawoł wraz z Polonią zmierzy się z LZS-em Walce, aby odrobić zaległości „covidowe” czwartoligowych rozgrywek. Beniaminka poprowadzi jego pierwszy, wielki trener, wspomniany już Jan Śnieżek. Już widzimy jak „Bawołek” trafia, może nawet nie raz, lecz znów się nie cieszy…  Tak mają tylko grające ikony opolskiej piłki, a on bez wątpienia do nich należy. Bez dwóch zdań!

Tekst Jacek Nałęcz, współpraca i zdjęcia Mirosław Szozda