Tym razem wybraliśmy się na południe Opolszczyzny, do Branic. Tam swoje mecze rozgrywa drużyna o patriotycznie brzmiącej nazwie Orzeł. Zapowiadało się emocjonujące spotkanie z liczną widownią, gdyż właśnie tam na derbową potyczkę miał stawić się zespół z pobliskiego Kietrza.

Dla miejscowych sobotnie spotkanie było drugim prestiżowym meczem w ciągu trzech ostatnich dni. Albowiem w środę rozgrywali oni zaległy pojedynek na boisku lidera w Prudniku. Do środy też Orzeł był niepokonany na wiosnę, ale Pogoń sprawiła braniczanom srogie lanie wygrywając 5-0. Z kolei kietrzanie grali do tej pory w kratkę i przed derbami mieli już na swoim koncie dwie porażki w rundzie wiosennej. Ponieważ obydwie drużyny sąsiadowały ze sobą w ligowej tabeli, a biorąc pod uwagę nieprzewidywalność spotkań derbowych, wskazanie faworyta w tym pojedynku było szalenie trudne.

Przed meczem mocno zabiegany był prezes klubu gospodarzy – Mariusz Pawęski, ale chwilę na rozmowę z dziennikarzem OZPN-u znalazł.
– Policja uznała spotkanie z Włókniarzem za mecz podwyższonego ryzyka. Jak to bywało z zachowaniem kibiców obydwu drużyn w poprzednich latach?
– Zawsze było nienaganne, ale taki stan trwał do ubiegłego roku. W zeszłym roku grupa kibiców z Kietrza wtargnęła na murawę w trakcie meczu i spotkanie zostało przerwane. Policja przywróciła porządek, spotkanie zostało dokończone, ale konsekwencją tych wydarzeń jest tegoroczna decyzja o uznaniu derbów za mecz podwyższonego ryzyka. Trochę to rozumiem, gdyż osobiście jestem zwolennikiem aktywnego kibicowania w postaci krzyków, śpiewów, ale bez wulgaryzmów i innych incydentów. Na nasze mecze przychodzi wiele rodzin z małymi dziećmi i chciałbym im tego oszczędzić. Pomijając wydarzenia z ubiegłego roku, to życzyłbym wszystkim klubom takich kibiców, jakich ma Włókniarz. To dobrze zorganizowana grupa, barwna i bardzo zaangażowana we wspieraniu swoich piłkarzy. Jestem dla nich pełen podziwu. Tylko dla kibiców z Kietrza sprzedaliśmy na dzisiejsze spotkanie w pierwszej transzy 70 biletów, ale prawdopodobnie to nie wystarczy. Spodziewam się dzisiaj wielu kibiców na naszym stadionie. ]

– Czy amatorska drużyna Orła wytrzyma kondycyjnie trzy spotkania ligowe w ciągu 7 dni?
– Sądzę, że moja drużyna wytrzyma kondycyjnie, ale martwią mnie urazy, które odnieśli czołowi zawodnicy w środowym spotkaniu z Pogonią. Nie ukrywam, że lider z Prudnika sprowadził nas mocno na ziemię. Choć po naszych wcześniejszych wynikach rywale czuli przed nami respekt, to w tym pojedynku była widoczna różnica klas pomiędzy obydwoma drużynami.

– Gdyby nie trzy, raczej nieoczekiwane porażki na własnym boisku z drużynami z „ogona” ligowej tabeli, to Wasza sytuacja w lidze wyglądałaby zupełnie inaczej.
– Czasami wracamy do tych spotkań i boli nas to, że straciliśmy wtedy punkty. Gramy dobrze, ale nierówno. Czasami zdarza się, że piłkarze nie podchodzą tak, jak powinni do gry ze słabszymi drużynami. „Siedzi” gdzieś w głowie, że tych punktów mogliśmy mieć o kilka więcej. Naszym celem jest utrzymanie okręgówki na stałe, a dobrym wzorem dla nas jest Naprzód Ujazd Niezdrowice. Ta drużyna gra w klasie okręgowej od wielu, wielu lat. Bardzo mi to imponuje i jako klub dążymy do tego, aby u nas też tak było. Gdyby nie te stracone punkty, to szybciej bylibyśmy pewni utrzymania. A gdybyśmy już je sobie zapewnili, to wtedy częściej wpuszczalibyśmy do gry w spotkaniach ligowych swoich wychowanków, głównie takich 16-letnich. Nie da się ukryć, że obecnie opieramy się na zawodnikach spoza Branic, a nawet spoza Polski, gdyż mamy kilku Czechów. W przyszłości chcielibyśmy to zmienić i mieć w drużynie więcej „swoich”.

– Przygotowując się do wizyty w danym klubie zaglądam na klubowego Facebooka, czytam stronę internetową. Za Facebooka należy się dla Pana klubu duży plus.
– Dziękuję bardzo. 2 lata temu dołączył do nas obecny członek zarządu Marek Żywina. Jest administratorem naszej strony internetowej i Facebooka. Był na tyle oddany, że zainwestował swoje pieniądze w profesjonalny sprzęt fotograficzny. Dzięki niemu galerie zdjęć są aktualne, bogate i prezentują się efektownie. Jestem ma serdecznie wdzięczy za jego wkład pracy i zaangażowanie.

Relacja
Jak na derby przystało spotkanie było zacięte, nie brakowało w nim walki, twardych pojedynków, przepychanek, ale dostarczyło niezbyt wielu emocji. Gorąca atmosfera panowała na trybunach, a fani obydwu zespołów nie szczędzili sobie złośliwości. Pierwsi zaatakowali miejscowi, ale w 15 minucie Roman Stalmach uderzył głową tuż obok słupka. Na odpowiedź przyjezdnych nie trzeba było długo czekać. Minutę później goście wywalczyli sobie rzut rożny, a po dośrodkowaniu z kornera z piłką minął się bramkarz Orła i futbolówka spadła na głowę Mateusza Gąski. Choć bramka miejscowych była pusta obrońca Włókniarza uderzył minimalnie nad poprzeczką.

W 20 minucie powiało „wielkim światem”, gdy na uderzenie nożycami zdecydował się Łukasz Nieckarz. Pomocnik Orła jednak minimalnie chybił. Sześć minut później kolejny błąd popełnił golkiper gospodarzy. Wznawiając grę z „piątki” wybił piłkę wprost pod nogi Mateusza Dworzyńskiego. Napastnik gości momentalnie odegrał w pole karne do Andrzeja Durdy, który uderzył z pierwszej piłki. Trym razem Knaś popisał się udaną interwencją i w dobrym stylu sparował futbolówkę na rzut rożny.

Druga część gry dostarczyła jeszcze mniej emocji, a obydwie drużyny wypracowały sobie zaledwie po jednej bramkowej sytuacji. Najpierw w 61 minucie Malinowski uderzając z ostrego kąta trafił w boczną siatkę. Ponownie lepszą okazję wypracowali sobie goście. Dziesięć minut przed końcem pojedynku w dogodnej sytuacji znalazł się Marcin Starodębski. Jego pozycja była o tyle trudna, że pod nogi rzucał mu się interweniujący obrońca Orła, a bramkarz wyszedł z bramki i skrócił w ten sposób kąt. Rezerwowy Włókniarza wybrał wariant siłowy i huknął jak z armaty, przenosząc piłkę nad poprzeczką. Gdyby uderzył lekko technicznie, prawdopodobnie jego drużyna mogłaby cieszyć się z kompletu punktów. To była ostatnie dogodna okazja do zdobycia bramki w tym pojedynku, który zakończył się podziałem punktów.

Paweł Ślepecki (Włókniarz Kietrz): – Próbowaliśmy narzucić swój styl gry, co było widoczne. Mieliśmy sytuacje do zdobycia bramki, moim zdaniem klarowniejsze niż Branice. Gdybyśmy swoje stuprocentowe sytuacje zamienili na bramki, to mecz wyglądałby inaczej. Niestety brakuje nam skuteczności we wszystkich spotkaniach ligowych. Gdyby ta skuteczność była, to w dalszym ciągu liczylibyśmy się w walce o awans do 4 ligi. Gdy nie posiada się rasowego napastnika, to te mecze wyglądają tak, jak wyglądają. Prowadzi się grę, a praktycznie nic z tego się nie ma. Dzisiaj w mojej drużynie brakowało czterech podstawowych zawodników, a dodatkowo jeden nabawił się urazu na rozgrzewce. Sądzę, że ten mecz inaczej by wyglądał, gdybyśmy byli w pełnym składzie.

Bartłomiej Kawulok (drugi trener Orzeł Branice): – Niestety dzisiaj oddaliśmy dwa punkty na własnym boisku. Dopisała pogoda, było bardzo ciepło, stąd warunki do gry były ciężkie. Przeciwnik nie pozwolił na rozwinięcie skrzydeł naszym zawodnikom. Mecz był wyrównany, bez jakiejś wielkiej przewagi którejś z drużyn. Z mojego punktu widzenia uważam, że byliśmy zespołem lepszym, dłużej posiadaliśmy piłkę i stworzyliśmy więcej dogodnych sytuacji do zdobycia bramki. Ani my nie mieliśmy czym zaskoczyć gości, ani oni nas. Długo ze sobą rywalizujemy, często sparujemy, więc znamy się bardzo dobrze.

Okiem kibica – Krystian Poleszuk
Jestem oczywiście kibicem Orła Branice, gdyż tu mieszkam. W porównaniu do meczu z tamtego roku, to ten miał dosyć spokojny przebieg. Atmosfera na trybunach nie za ciekawa, do czego przyczynili się kibice gości. Uważam, że poziom spotkania był bardzo wysoki. Było wiele ciekawych akcji i dobrych momentów w grze obydwu zespołów. Z postawy piłkarzy Orła jestem zadowolony, były takie chwile, w których byli lepsi od swoich rywali. Nie wyrzekli się błędów, ale zagrali dobrze. Końcowy wynik odzwierciedla przebieg wydarzeń na boisku.

Ciekawa postać – Jan Borzucki
Pan Jan ma lat 65 i jest mieszkańcem Branic. – To dusza człowiek, który robi klimat i zaraża optymizmem wszystkich wkoło – chwali Borzuckiego prezes Pawęski. – Jest pan Janek, jest wesoło. Borzucki w Orle obecnie jest członkiem zarządu i skarbnikiem. W klubie w Branicach działa od 18 lat, a wcześniej dał się poznać w wielu innych klubach, w tym Rolniku Lewice. – Z OZPN-u otrzymałem wiele odznak za swoją „pracę” w charakterze działacza – podkreśla Borzucki. – Posiadam odznakę brązową, srebrna i złotą. Z piłką nożną związany jestem od zawsze. Gdy mieszkałem w Wódce, to grałem w juniorach Orła Branice. Później już w swojej miejscowości, jako senior grałem na poziomie klasy B i C. Po powrocie z wojska skończyłem z graniem i zająłem się trenowaniem juniorów w Wódce. Moi podopieczni występowali w II lidze juniorów, ale po jakimś czasie drużyna z powodu braku funduszu została rozwiązana. W tym czasie przeprowadziłem się do Wysokiej, gdzie otrzymałem mieszkanie służbowe. I „przeniosłem” do Wysokiej wszystkich juniorów z Wódki. Dołączyło do nas raptem 2-3 nowych zawodników. Dalej byłem trenerem tych młodych piłkarzy i miałem bardzo poukładaną drużynę.

Ale nie tylko uśmiech i optymizm wnosi Borzucki do swojego ukochanego klubu. – Po każdym spotkaniu pan Janek częstuje wszystkich piłkarzy swoimi ekstra specjałami, które sam przyrządza – zaznacza prezes Pawęski. – Przygotowuje taki kociołek z mięsem i warzywami. A ponadto ze swojego ogródka przynosi warzywa i owoce i w ten sposób urozmaica codzienną szarzyznę. – Z zawodu jestem masarzem – zdradza Borzucki. – Stąd kucharzenie to takie moje hobby. Wszystkim najlepiej smakuje „patelnia”, która składa się żeberek, karczku, kapusty, ziemniaków i warzyw. Kiełbasa z grilla już dawno się wszystkim przejadła, ale „patelnia” smakuje w dalszym ciągu. Sam kupuję wszystkie potrzebne produkty i zaczynam przygotowania od rana w swoim domu. Później przewożę całość na stadion i tam „kucharzę” dalej. Później jest mecz, po meczu konsumpcja i tak schodzi mi cały dzień.

I pomyśleć, że ta wytrawna uczta ominęła wysłannika OZPN-u, który stawił się w sobotę w Branicach. Niestety w dniu meczu pan Jan w godzinach rannych udał się do sanatorium. – Trzeba zadbać o swoje zdrowie – podkreślał Borzucki. – Przepadną mi dwa mecze u siebie. Będę oczywiście przeżywał i zastanawiał się jak „idzie” chłopakom. Muszą sobie jakoś poradzić beze mnie. Już tak się zdarzało, że nie mogłem być na jakimś ich meczu. Wówczas zaraz po spotkaniu dzwonili do mnie i zdawali mi relację. Tak też będzie i tym razem.

Protokół
Orzeł Branice – Włókniarz Kietrz 0-0


Orzeł
: Knaś – Forma, Baczke, Wiciak, Kacprzak (72. Kędzierski) – S. Malinowski, Pytel, M. Malinowski (78. Badower), Nieckarz (46. Glomb) – Leus (46. Janocha), Stalmach. Trener Edward Czyszczoń

Włókniarz: Kulig – M. Lechoszest (63. Marcin Starodębski), Gąska, Bednarz, Cieślak – D. Lechoszest, Michał Starodębski, Kowalski, Krupa – Dworzyński (74. Ilmak), Durda. Trener Paweł Ślepecki

Sędziował: Bartosz Prochera (Kędzierzyn-Koźle)
Żółte kartki: Baczke, Nieckarz, Panicz (rezerwowy) – D. Lechoszest, Michał Starodębski, Ilmak.
Czerwona kartka: Panicz (rezerwowy).
Widzów 300.

Ludowy Zespół Sportowy Orzeł Branice
Rok założenia: 1945
Barwy: biało-niebieskie
ul. Szkolna 1 (Basen)
48-140 Branice
Prezes: Mariusz Pawęski
Trener: Edward Czyszczoń

https://www.facebook.com/media/set/?set=a.1881401875256691.1073742013.524884664241759&type=1&l=7015547289

Reporter Sławomir Jakubowski.