Ruch Zdzieszowice zrobił wielki krok do obrony tytuły. Fot. Mirosław Szozda

Tylko nad zwycięstwem Polonii Nysa z Unią Krapkowice można było przejść do porządku dziennego. Końcowe rozstrzygnięcia pozostałych trzech par 1/4 finału wojewódzkiego Pucharu Polski spokojnie można nazwać niespodziankami, i to dużego kalibru.

Lider tabeli BS Leśnica 4 ligi opolskiej po pierwszej połowie prowadził już 2:0 (Alan Majerski i Luka Redek) i po zmianie stron pilnował zdobyczy. Nerwowo się jednak zrobiło, kiedy w 72 minucie kontakt dla gości złapał ich nowy nabytek – Marcin Ściański. Podopieczni Łukasza Czajki odzyskali jednak dystans dwóch goli. W niespełna kwadrans po tym jego zawodnicy przeprowadzili wzorowy kontratak, futbolówkę do „pustaka” skierował Mateusz Danieluk i było jasne kto przejdzie dalej.

Sporym zaskoczeniem zakończyły się zawody w Starowicach i Zdzieszowicach, gdzie swoją formę zaprezentować mieli dwaj opolscy trzecioligowcy. Ani Stal Brzeg, ani MKS Kluczbork w sobotę nie zdobyły nawet gola. „Zdzichy” zagrały perfekcyjnie taktycznie. Nowy trener Andrzej Moskal bez przerwy coś notował, a jego zawodnicy skutecznie punktowali gości. Mateusz Baingo, piłkarz roku 2021 Piotr Strzelecki i cały czas znakomity jak stare wino Denis Sotor, nie pozostawili przy Rozwadzkiej najmniejszych złudzeń.

W drugim spotkaniu 4 liga kontra 3 liga też górą był nasz najwyższy rozgrywkowy poziom. Tu jednak wystarczył złoty gol Adama Setli z 66 minuty i umiejętne wybijanie z rytmu rywala, by klub Dariusz Gajewskiego zameldował się w półfinale. Ale nie to spotkanie stało się tematem numer jeden całego ćwierćfinału.

To, że puchary rządzą się swoimi prawami wiedzieliśmy, lecz rezultat konfrontacji Startu Jełowa i Fortuny Głogówek, mógł rzeczywiście wprawić w osłupienie. Lider grupy 1 klasy Football World Opole okręgowej prowadził nawet różnicą trzech goli. Tak zwany dzień konia grali w sobotę Tomasz i Michael Segiethowie. Pierwszy otworzył bramkowy dorobek miejscowych oraz zdobył bardzo ważnego gola na 3:1, tuż przed zejściem na przerwę.  Kiedy Jakub Wacławczyk w 68 minucie trafił na 4:1 zanosiło się na pogrom czwartoligowca.

Rezultat poprawił w minucie 75 Adam Zalewski (pierwszego dla gości gola zdobył Łukasz Wesoły) i kiedy wydawało się, że ekipa Macieja Lisickiego da jeszcze radę to odwrócić, ambicja i determinacja zawodników Startu wyrzuciła ich ostatecznie za burtę. Największy sukces w historii klubu stał się faktem, choć w Jełowej już otwarcie rozmawiają o finale.

Zebrał Jacek Nałęcz