Kiedy garstka przyjaciół z małej miejscowości spotyka się przy złocistym, zimnym trunku i rozpalonym grillu, to zazwyczaj powstają z tego ciekawe pomysły. Wiele z nich zostaje na zawsze w ich głowach lub na papierze (jeśli mają pod ręką kartkę i długopis oraz mianują jednego skrybą na kwadrans), który później i tak ląduje w szufladzie czyjegoś biurka. Inaczej było w 2017 roku w Suchej Psinie, gdzie postanowiono stworzyć klub piłkarski. Bo przecież Real Madryt też od czegoś zaczynał…

Kiedy oznajmiłem, że planuje pojechać na mecz A Klasy do Suchej Psiny, widać było duże zaskoczenie. Kawał drogi z Opola, a drużyny na tym poziomie rywalizują przecież w każdym zakątku naszego województwa. Dlaczego więc akurat Sucha Psina?

Samą wieś nie wyróżnia tak naprawdę nic. Leży ona w powiecie głubczyckim, gminie Baborów. Najbliższą miejscowością, którą zna pierwszy napotkany przechodzień ulicy Krakowskiej w Opolu, jest Kietrz. Do niego jednak trzeba przejechać nieco ponad 9 km. Głubczyc nie liczę, bo, po pierwsze jest nieco dalej, a po drugie i tak trzeba przez nie przejechać w drodze na Żądło Arenę. I właśnie m.in. obiekt zespołu, a dokładnie budynek klubowy, jest pierwszym elementem zwracającym uwagę na zespół Łukasza Mroza. Drugim – koszulki w zółto-czarne pasy. Trzecim – herb. Czwartym – sama nazwa.

Żądło potrafi obudzić wioskę do życia

Sprawdziłem więc terminarz Żądła. I już pierwsza sobota dała mi możliwość wyjazdu. Na Żądło Arena przyjechać miał LZS Stradunia. Oba zespoły zajmowały wtedy miejsca w środku tabeli grupy 6, więc, mówię, będzie dobre widowisko. Spakowałem więc samochód (dla przypomnienia – z Opola to prawdziwa wyprawa, do przejechania 75 km w jedną stronę) i ruszyłem. Ahoj przygodo!

O drodze rozpisywać się nie będę – wszystko przebiegło zgodnie z planem. Do Suchej Psiny dotarłem około godziny 12:45. Mecz o 15. Czemu tak wcześnie? Żeby zapytać miejscowych, czy kibicują Żądłu. Czy chodzą na mecze? Na kogo mam zwrócić szczególną uwagę, kiedy już zasiądę na „trybunach” miejscowego stadionu? Jakie było moje zdziwienie – ulice Suchej Psiny (nie, nie jest tylko jedna) świeciły pustkami. Nie było nikogo. Dosłownie! Ani pod sklepem, ani pod kościołem. Nigdzie. Pierwszym człowiekiem, którego zobaczyłem był kierowca ciągnika, który pracował na polu. Ale było to już w momencie, kiedy minąłem zieloną tabliczkę z przekreśloną nazwą miejscowości. Nie mając pewności czy jest to mieszkaniec „mojej” wsi, odpuściłem. „Zrobię jeszcze jeden przejazd, może tym razem ktoś się pojawi” – pomyślałem. Tak też zrobiłem. Nadal nic.

Zatrzymałem się więc w okolicach kościoła, żeby uwiecznić puste ulice. I sam kościół, bo przecież to centrum każdej polskiej wsi. Z reguły nowy samochód i obca osoba kręcąca się w miejscowości, na dodatek z aparatem (!), wzbudza zainteresowanie. Miałem nadzieję, że tak faktycznie będzie i będę miał z kim zamienić dwa zdania o klubie. Nie w Suchej Psinie. Nadal nikogo. Zrobiłem więc zdjęcia ulicy i kościoła, sprawdziłem czy się nadadzą, posiedziałem kwadrans w samochodzie… Dalej nic. Spojrzałem więc na zegarek – 13:45. Jadę na boisko, bo prezes Żądła Łukasz Świenty mówił przez telefon, że pierwsi działacze pojawiają się na stadionie godzinę przed meczem. Nie inaczej było i tym razem. Wiecie co jeszcze stało się godzinę, może 45 minut przed spotkaniem? Wioska się obudziła. Nagle z pobliskich domów zaczęli wyłaniać się ludzie, którzy systematycznie wypełniali ławki po jednej stronie boiska. Żądło nie tylko potrafi ukłuć, ale też wybudzić z sobotniej poobiedniej drzemki.

Żądło potrafi stworzyć piłkarskie święto

Wiecie co jest potrzebne, żeby rozegrać mecz piłkarski? Dwie drużyny. Brawo! Sędziowie. Tak jest! Piłka i stroje, ale różne dla obu ekip? Dokładnie. A wiecie co jeszcze jest bardzo potrzebne? Odpowiednio wyznaczone pole do gry. I to jest czwarta rzecz na przedmeczowej liście zadań działaczy Żądła. Bo poprzednie to: 1) Przyjechać na boisko. 2) Otworzyć budynek klubowy. 3) Odpalić motywującą do walki muzykę (do niej jeszcze wrócę).

Wyprowadzono więc ciężki sprzęt z wapnem w środku i objechano całe boisko. Pierwsi piłkarze ze Straduni, którzy zjawili się na obiekcie, mieli nieco uwag do równości linii bocznych, ale też chóralnie przyznali, że widzieli już „bardziej proste” linie proste.

Dla mnie była to już druga wizyta na Żądło Arenie. Pierwszy raz zjawiłem się tam na meczu wojewódzkiego Pucharu Polski, kiedy gospodarze mierzyli się z drugą drużyną Odry Opole. Nie mogłem być więc już zaskoczony położeniem obiektu. Ktoś, kto przyjedzie tam pierwszy raz (a polecam), może być zdziwiony. Dlaczego? Z jednego narożnika boiska można zrobić zdjęcie w taki sposób, że wydaje się, że piłkarze grają u podnóża jakiejś ogromnej góry (patrz poniżej). Wokół boiska rozciągają się bowiem pola. A z drugiej strony droga na Baborów. Przyznaje – ma to swój klimat.

Czy byliście kiedyś na jakimkolwiek meczu piłki nożnej, kiedy przed pojedynkiem, w przerwie i po jego zakończeniu była przejmująca cisza? Że nie leciała z głośników (często charczących albo przerywających) żadna muzyka? No właśnie. Na Żądle taka sytuacja nie wchodzi w ogóle w grę. Aczkolwiek z początku było takie ryzyko. Na szczęście sprzęt zaczął działać w odpowiednim momencie.

– Mieliśmy wczoraj w Raciborzu kupić nowe, ale zabrakło już czasu – mówią działacze klubu. Wierzę, bo, patrz wyżej, to nieodłączny element piłkarskiego święta. Korków i ochraniaczy może zabraknąć – dobrej nuty nigdy.

I tak poleciały z głośników motywujące rapsy, później jakaś Sanah i inny Dawid Podsiadło. Znowu rapsy, do których, nie zmyślam, kilku piłkarzy zaczęło się dyskretnie bujać, nastrajając się do walki na boisku. Nie zabrakło także twórczości anglojęzycznej.

W międzyczasie na obiekcie pojawiła się trójka sędziowska, więc żarty się skończyły i trzeba było rozpocząć ostateczne przygotowania do zbliżającego się meczu.

Żądło potrafi ukłuć rywala

– Jesteśmy grupką przyjaciół i kolegów. Postanowiliśmy założyć klub i tak sobie gramy w tej A Klasie – opowiadają działacze Żądła, ciągle wykonując kolejne przedmeczowe zadania. Pytam więc zaczepnie – To kiedy okręgówka?

– Jak się kiedyś uda to super, ale ta A Klasa to jest tak akurat na nasze możliwości. I kadrowe i finansowe. Bo wiesz, tu dużo osób pracuje za granicą, przyjeżdża tylko na mecze. A jak ktoś się wyróżnia, to nam go zaraz podbierają do Polonii (Głubczyce) czy Orła (Branice). Ostatnio nawet jeden poszedł – słyszę.

– Młodzi to już nie garną się tak do sportu, jak my kiedyś. Teraz to tylko komputery i smartfony. Komuś będziemy chcieli kiedyś przekazać ten klub – żali się prezes Łukasz.

Dość gadania, trzeba się rozgrzać przed meczem. A tu pełen profesjonalizm szkoleniowca Łukasza Mroza (być może to samo imię, co prezesa nie jest przypadkiem, będę musiał zapytać przy trzeciej wizycie w Suchej Psinie…). Ułożone znaczniki, rozciąganko, bieganko i strzelanko. A na koniec jeszcze gra na utrzymanie. Za moich czasów to były cztery przebieżki, ładunek na bramkę i… pierwszy gwizdek.

Po sprawdzeniu dokumentów (nieodłączny element meczów w niższych ligach), w końcu obie drużyny wyszły na boisko. Niestety Żądło grało w swoim drugim komplecie, więc bez charakterystycznych zółto-czarnych pasów. Szkoda… Od początku spotkania widać było, że ekipa ze Straduni nie przyjechała dostać bęcków, tylko sama chciała przejąć inicjatywę i narzucić gospodarzom swój styl gry. Efekt przyszedł bardzo szybko, bo jeszcze w pierwszej połowie wyszła na prowadzenie. Żądło atakowało, atakowało, ale gola wyrównującego strzelić się nie udało. W drugiej odsłonie gospodarze w końcu ukłuli, ale było to już w momencie, kiedy przegrywali 0:2. Więc bramka ta okazała się jedynie trafieniem honorowym.

Spora grupa kibiców musiała tym razem wracać do domu w kiepskich nastrojach. No chyba, że w porę się nieco znieczuliła, dostosowując się do panujących warunków. Również atmosferycznych, bo tego dnia bardzo wiało.

Żądło potrafi stworzyć atmosferę

Porażka zawsze może się zdarzyć. Ważne, żeby każdą przeanalizować i wyciągnąć odpowiednie wnioski. A kiedy w A Klasie jest najlepszy czas na analizę? Oczywiście na pomeczowym grillu! I pod tym względem Sucha Psina nie odstaje od innych. Ba! Grill rozpalany był już w połowie meczu, więc tuż po jego zakończeniu piłkarze mogli się raczyć ciepłymi kiełbaskami i… elektrolitami, bo nawadnianie jest kluczowe, aby utrzymać nienaganną, A Klasową sylwetkę.

Na koniec mała refleksja odautorska. Pisząc ten tekst ciągle się uśmiecham. Dlaczego? Bo tak właśnie powinna wyglądać amatorska piłka. Dobry humor, zdrowa rywalizacja fair play na boisku, a na koniec wspólne biesiadowanie. Bez kłótni, bez obrażania się jeden na drugiego, bez wyładowywania swoich frustracji. Na koniec jeszcze potwierdzenie tych tez:

– Gratulacje trenerze, dzisiaj byliście lepsi. Zwłaszcza w przejmowaniu drugich piłek. Wszystkie były wasze – chwalił po meczu trener Żądła Łukasz Mróz.

– Ale trenerze, wy też graliście super. Nie przejmujcie się dzisiejszym meczem, jeszcze zdobędziecie dużo punktów – odpowiadał szkoleniowiec LZS-u Henry Drescher.

Jeśli dotrwałeś do końca tekstu i masz jeszcze wątpliwości czy pojechać na Żądło Arenę – nie miej – jedź! Czy ja tam jeszcze wrócę? Choćby w najbliższy weekend!

A nie… teraz mają wyjazd do Ściborzyc Wielkich…

 

Jakub Trzaska