Obierając sobie za cel mecz w Młodoszowicach próżno szukać informacji na temat tego LZS-u w mediach lub Internecie. Tabele z wynikami i rzadkie relacje na stronach boiskowych rywali, świadczą jednak o tym, że klub istnieje i z trudem, bo z trudem, ale walczy o jak najlepsze rezultaty, a także ma swoje skromne plany i ambicje.

Głównodowodzącym reaktywowanej na początku XXI wieku drużyny jest Andrzej Bałuk, ale początkowa energia do działania powoli ustępuje w nim zniechęceniu, bo wiązanie końca z końcem za gminne 1800 zł na sezon, to trudna sztuka dla kawalera, a co dopiero dla „ojca dwudziestu chłopa”. – Gdyby tak chociaż chłopaki rwały się do gry. – rozmarza się prezes. Realia są jednak takie, że armia jest zaciężna i mało kto ma czas pomagać przy klubie i „robić wynik”, więc od pewnego czasu forma i osiągnięcia Młodoszowic są constans, lokując zespół w środku tabeli.

Jedyna radość czerpana z futbolu wynika więc w klubie z poszczególnych meczów, bo nawet regularne treningi już dawno odeszły w zapomnienie. – Co kolejka to inny skład, nie ma nawet co myśleć o wspólnych ćwiczeniach, kiedy co mecz trzeba dwa dni wcześniej swoje wydzwonić, wyprosić, żeby zebrać podstawową jedenastkę.

– Jeżeli coś się nie poprawi to chyba rzucę to wszystko… – mówi prezes, ale po dłuższych zwierzeniach wychodzi na jaw, że to pogróżki, którymi szafuje od kilku lat, choć nie ma serca ich zrealizować. W odróżnieniu od swojego klubu oraz większości zawodników Andrzej Bałuk ma za sobą grę w klasie A i z niejednego pieca chleb jadł, lecz sytuacja z regularną przedmeczową łapanką zaczyna mu mocno doskwierać.

Podobnie jest niestety z wieloma innymi obszarami klubowego życia, na montaż czekają, np. nowe siatki i solidny łapacz piłek, ale zgromadzenie odpowiedniej ilości rąk do pracy w jednym miejscu i czasie graniczy niemal z cudem. W tym kontekście „kompleks sportowy” w Młodoszowicach prezentuje się mimo wszystko całkiem przyzwoicie, jak na warunki niewielkiej miejscowości i najniższej klasy rozgrywkowej. W miarę prosta płyta i zadbana murawa, dużo zieleni, m.in. wysokie wały ziemne z ciekawymi nasadzeniami (choć do odchwaszenia), tworzą bardzo przyjemny klimat.

Brak niestety przyjaznych budynków klubowych, których rolę pełnią dwa duże baraki służące za przebieralnie przed meczami, więc sędziowie skwapliwie załatwiają papierkową robotę w prywatnych samochodach. Ubogaceniu życia towarzyskiego klubowej braci miała w zamyśle służyć okazała wiata, ale skoro miejscowych zawodników jak na lekarstwo, to i imprez plenerowych ostatnio nie planowano.

Za izbę pamięci służy pobliski sklepik, gdzie między tabletkami na ból głowy, a tabliczką „Alkohol szkodzi zdrowiu”, pręży się dumnie kilka pucharów i dyplomów, wskazujących głównie na minione sukcesy w rozgrywkach halowych. Największym „trawiastym” wydarzeniem w Młodoszowicach było jak dotąd mistrzostwo klasy C, ale odkąd LZS zakotwiczyły w klasie B, to wkrótce stała się ona najniższą z polskich lig.

Mimo zobowiązującej nazwy miejscowości próżno w Młodoszowicach doszukiwać się piłkarskiej młodzieży, niemal cała drużyna pochodzi z okolicznych, choć często mocno oddalonych wsi i miasteczek, a prawdziwie „tutejszych” jest obecnie jedynie trzech zawodników: Roman Kozoświst i dwóch prezesów, były – Bogdan Curyl, oraz obecny Andrzej Bałuk, który mocno ubolewa nad sytuacją w tym względzie.

– Dzisiaj nasza młodzież wybiera niestety inne rozrywki, a najmłodsi, podobnie jak mój kilkuletni syn, trenują w Grodkowie, bo u nas nie ma dla maluchów ani trenera, ani warunków, ani wystarczającej ilości zawodników, żeby stworzyć drużynę. – stwierdza ze smutkiem. Obaj prezesi dobrze pamiętają inne czasy, kiedy trening z seniorami był dla młodych piłkarzy wyróżnieniem, a mecz świętością, zresztą – mimo szybko upływających lat – obaj nadal czynnie walczą na boisku.

Kapitanem LZS-u Młodoszowice jest Roman Kozoświst, przedstawiciel najbardziej zasłużonej rodziny w historii klubu, podczas gdy on sam prowadzi zespół do boju, to z ławeczki poczynania drużyny obserwuje senior rodu Józef Kozoświst. Oprócz kuzyna Romana na boisku o punkty walczy ponadto dwóch wnuków pana Józefa, Grzegorz i Mariusz, a syn Leszek „na razie” gra w innej miejscowości.

Józef Kozoświst jest jednym z niewielu zawodników mieszkających w okolicy, który z autopsji pamięta zespół Młodoszowic z lat 50-tych, większość „starej gwardii” rozproszyła się po świecie, część odeszła na zawsze. Pan Józef grał na obronie, ale poza setkami meczów, które po latach zlewają mu się w jedną całość, najbardziej utkwiły mu w pamięci wyprawy na obce boiska, nierzadko oddalone o kilkadziesiąt kilometrów, które pokonywało się: furmankami, na przyczepach ciągników, rowerami, motorami, a niekiedy furgonetkami, w których co 3 kilometry trzeba było uzupełniać wodę w chłodnicy! Mimo przeciwności, ani odległość, ani słota, nie były w stanie powstrzymać piłkarzy udających się na mecz!

Dotychczasowa futbolowa droga LZS Młodoszowice może jednak w krótkim czasie dobiec kresu, na barkach garstki działaczy spoczywa sporo obowiązków, a zasobów finansowych i ludzkich jest z każdym dniem coraz mniej. Kibice w Młodoszowicach liczą, że los się jednak odwróci, bo „dopóki piłka w grze, to jakoś się to wszystko kręci, a bez niedzielnego meczu będzie tu cicho i smutno”.

LZS Młodoszowice
Rok powstania: 2000 (wcześniej zespół istniał od lat 50-tych do 80-tych)
Barwy: żółto – zielone, po reaktywacji niebiesko – białe.
Adres: Młodoszowice, 49-200 Grodków
Wymiary boiska: 98 m x 46 m
Prezes: Andrzej Bałuk
Trener: Igor Pezdek

Reporter Roman Kołbuc.