W Domaszkowicach była już liga wojewódzka i opolska liga juniorów, ale to dosyć zamierzchłe czasy, gdyż klubowi z powiatu Nysa coraz bliżej do sześćdziesiątki swego istnienia. Scenariusz napisany przez działaczy dekadę temu jest teraz odcinek po odcinku konsekwentnie grany, no i rzecz jasna pieczołowicie realizowany.

Najpierw LZS wyprowadził się ligi „kartoflisk”. 16 punktów przewagi nad drugim w tabeli grupy IX LZS-m Kępnica, na sezon 2018/2019 ulokowało klub w wojewódzkiej „Serie A”. Warto dodać, że w tej samej „dywizji” działała wówczas Fortuna Głogówek, dzisiejszy reprezentant BS Leśnica 4 ligi opolskiej. Na tym przykładzie świetnie widać, jaką drogę musiał przebyć klub, żeby znaleźć się tam, gdzie jest teraz. Ale po kolei.

Na następny skok w górę futboliści z Domaszkowic pracowali już tylko trzy sezony. Jednak przed dwoma laty tak lekko nie było i pomógł trochę fart. Prolongatę do opolskiej „okręgóweczki” uzyskali w przedostatniej kolejce, kiedy na mecz w Dytmarowie nie dojechał drugi w tabeli LZS Rusocin. Z czterema punktami przewagi mogli więc spokojnie obserwować to, co się dzieję na zamknięcie sezonu, gdyż w ostatniej kolejce przypadła im pauza.

„Nowożytny” debiut w okręgowej grupie II jedenastkę LZS-u zderzył ze ścianą i drużyna regularnie zaczęła zbierać „baty”. Rzecz jasna zdarzały się przebłyski w postaci takich wygranych jak 4:0 z Racławiczkami, czy 3:0 z Włókniarzem Kietrz, jednak po rundzie jesiennej domaszkowicka jedenastka wisiała w strefie zaznaczonej na czerwono. 17 nazbieranych ledwie punktów, to był już zabukowany bilet powrotny do A-klasy.

Wiosna 2022 całkowicie odmieniła oblicze zespołu, który przeszedł prawdziwą metamorfozę. Do drużyny prowadzonej już trzeci rok przez trenera Waldemara Sierakowskiego, dołączyli Grzegorz Robak, Jakub Danieluk oraz czarnoskóry Nigeryjczyk Marcelo Nurudeen Oladoja. Wszyscy wypożyczeni zostali z bijącej się o awans do 3 ligi Polonii Nysa.

W serii rewanżowej LZS wyszarpał 31 punktów i z miejsca dziesiątego pewnie(!) się w okręgówce utrzymał. Prawdziwy potencjał teamu miała sprawdzić kolejna edycja na zapleczu opolskiej elity. Kierując się zasadą, że najprawdziwszą prawdą o kapeli jest zawsze jej drugi longplay, LZS latem znów się wzmocnił.

W Domaszkowicach zameldowali się ograni w wyższych poziomach – Tomasz Kowalczyk, Patryk Stasiak, Dejwid Jackowski, a do bramki pobiegł Konrad Tarasek. Transferem „w dychę” było jednak zakontraktowanie Marcina Ściańskiego (m. inn. Polonia Nysa, LZS Starowice, Unia Krapkowice), który okazał się najlepszym strzelcem załogi (16 goli).

Efekt? LZS Domaszkowice stał się prawdziwą rewelacją nowych rozgrywek. Trzeba tutaj  podkreślić, że klasa okręgowa powróciła do pierwotnego kształtu 16 drużyn, więc wyzwane i konkurencja stały się większe. Nic to. Pomarańczowo-czarni bardzo konsekwentnie robili swoje, a rywale się „wykrwawiali”.

W tabeli długo prowadził zdegradowany wiosną Chemik Kędzierzyn-Koźle. Cały czas z aspiracjami powrotu do grona czwartoligowców naciskała Pogoń Prudnik, lecz stało się to, co się stać musiało. W 12. kolejce Chemik przegrał u siebie z Pogonią, a gdzie dwóch się bije…

– Już podczas letnich sparingów było widać, że mamy jakość i prezentujemy zdecydowanie wyższy poziom. Na porządny level wskoczyły też zajęcia treningowe. Duże znaczenie miało także to, że z wieloma chłopakami znaliśmy się z poprzednich klubów. Łatwo było nam się zgrać i złapać „feeling” na boisku – tak do źródła świetnych występów dociera popularny „Ściana”.

23 października team z Domaszkowic wskoczył na pozycję lidera! Trzy kończące rundę kolejki objawienie sezonu wciągnęło nosem i bez porażki na koncie (z tylko dwoma remisami), wywalczyło tytuł mistrzów jesieni.

– Nie nazwałbym tego jakąś wielką eksplozją. Zaprocentowała głównie codzienna dobra praca na treningach. Zawodnicy sumiennie pracowali i starali się nie opuszczać zajęć. To dało nam stabilność formy. Cała drużyna także pokazywała charakter, szczególnie podczas tych najbardziej wyrównanych meczów, które potrafiliśmy po tej 70 minucie rozstrzygać na swoją korzyść – mówi coach LZS-u.

Czy tym razem wystarczy już tylko drugi sezon, by odnotować najszybszą zmianę klasy rozgrywkowej na wyższą? Jeśli w czerwcu 2023 szampany się otworzą i piłkarze LZS-u przywdzieją koszulki z napisem: „4 liga – awans jest nasz!”, ta opowieść będzie miała ciąg dalszy.

– Piłkarska wiosna, to już trochę inna bajka. Tabela jest ukształtowana, nikt nie przebywa na wakacjach i każdy wie, o co tak naprawdę będzie grał. O wynik sportowy w tej rundzie jest zdecydowanie trudniej. Z naszej perspektywy obowiązywać też będzie hasło: „bić lidera!” i z pewnością niejeden zmobilizuje się na nas ekstra. Będziemy musieli udowodnić, że zajmowane miejsce jest adekwatne do naszego poziomu sportowego. W przyszłość nie ma co zbyt daleko wybiegać. Chcemy znów cieszyć się grą i zwyciężać w każdym meczu – podkreśla Sierakowski.

Opolski najwyższy poziom rozgrywkowy względem klasy okręgowej, to może nie jest kosmiczna przepaść, ale jednak spora różnica. Potwierdzeniem tego może być walka o byt beniaminka z Jełowej, który w kwestii awansu miał solidnego konkurenta w postaci Iprime-u Bogaciaca. Stegu Start wywalczył nawet wojewódzki Puchar Polski, a mimo to zamyka tabelę czwartoligowców.

Paweł Szotek, który od pięciu lat jest sternikiem LZS-u nie kryje optymizmu. – Jak idzie, to idzie. Jeśli chcemy poważnie myśleć o awansie, to już na rundę wiosenną chcemy dokonać przynajmniej dwóch wzmocnień. W klubie jest bardzo fajna atmosfera, która pozwala nam myśleć o najwyższych celach. Na mecze przychodzi 200-300 widzów, więc jest u nas zapotrzebowanie na dobrą piłkę. Udało nam się wokół klubu zgromadzić kilku solidnych partnerów strategicznych, choć rozmowa z burmistrzem na pewno mnie jeszcze czeka (uśmiecha się).

Jak wygląda to w tabeli? Cztery punkty przewagi nad jedenastką z Prudnika i pięć nad meldującym się na podium Orłem Źlinice przepaścią nie stoją. To nie wszystko. Osiem „oczek” straty mają do lidera Czarni Otmuchów, którzy – jak wieść gminna niesie – już zimą będą pakować w skład i zaatakują z drugiej flanki. LZS Domaszkowice ma jednak dodatkowy atut, którego być może przeciwnicy nie posiadają. To wiosenny „cug”, który niósł zespół ostatnimi laty, a którego i teraz nie powinien zatracić.

 

Zebrał Jacek Nałęcz