fot. Krzysztof Wilk / pilkaopolska.pl

Sebastian Kluz to kolejny możemy to tak nazwać – „weteran” opolskich boisk – biegający po nich z gwizdkiem. Jego przygoda z sędziowaniem trwa już bowiem 17 lat, a on sam zbliża się wielkimi krokami do swojego tysięcznego meczu. Ze swojego zajęcia czerpie wiele wiele radości radości. Nie zraża go żadna agresja słowna, która w ostatnim czasie trochę przybrała na sile i sam zachęca innych, żeby także spróbowali swoich sił jako sędziowie. Wszystkim zainteresowanym powtarza, że jeżeli chcą przeżyć fajną przygodę, poczuć trochę adrenaliny (nie chodzi tu o ucieczki przed kibicami) i do tego trochę się poruszać, to jak najbardziej jest to robota dla nich.

Kluz zanim został sędzią był – a jakżeby inaczej – zawodnikiem. W przeciwieństwie do prezentowanego przez nas ostatnio Grzegorza Mejsyka, który należał do grupy tzw. amatorów spod trzepaka, był bramkarzem, zarejestrowanym, w zespole z Korfantowa. Występował w trampkarzach, juniorach, a także w seniorskiej A-klasie! Przygodę z graniem w piłkę przerwała obowiązkowa służba wojskowa. Po powrocie do cywila chęci do uprawiania futbolu jakby nieco ostygły. – Po wojsku nie chciało mi się już grać, wziąłem ślub, a kolega z pracy namówił mnie, żebym został sędzią. Tym okazał się Marcin Biegun, który w tej chwili prowadzi zawody w naszej BS IV lidze, a wcześniej sędziował opolsko-śląską III ligę. Mogę powiedzieć, że to właśnie dzięki niemu w 2003 roku wstąpiłem do Kolegium Sędziów, a przez 1,5 roku miałem okazje rozstrzygać mecze na poziomie czwartoligowym – wspomina.

Jakie były początki? – To były zawody młodzików Polonii Nysa. Choć z reguły są to krótkie spotkania, to bardzo się stresowałem, bo nie chciałem narobić chłopakom „bałaganu”. Udało się, po meczu wszyscy byli zadowoleni i wydaje mi się, że Polonia wygrała wówczas ze Skoroszycami – odtwarza pan Sebastian. Na placu gry różne rzeczy się dzieją. Kluz także ma swoje perełki z historii. W trakcie prowadzenia meczu dwukrotnie zdarzyła mu się bijatyka na boisku. – Za pierwszym razem, jeszcze na początku mojego sędziowania, podczas starcia „mojego” Korfantowa ze Skoroszycami, około 70 minuty zawodnikom puściły hamulce i odbyła się regularna bitwa. To było przerażające, musiałem się później z tego tłumaczyć na Wydziale Dyscypliny. Przez chwilę myślałem nawet, żeby rzucić w diabły to sędziowanie, jednak ta sytuacja jeszcze bardziej mnie zmotywowała. Tamte zawody oczywiście musiałem zakończyć, nie było innego wyjścia – przyznaje Kluz. – Druga bójka wydarzyła się cztery lata temu w Burgrabicach. Grali wtedy juniorzy i mecz normalnie się zakończył, ale zaraz po tym, zawodnicy zaczęli nagle się bić… Jak się później okazało, o dziewczynę. Było naprawdę ostro – przyznaje z uśmiechem.

Sędzia Kluz dobrze wspomina swoje wyjazdy na mecze III ligi, jako asystent. – To zupełnie inne sędziowanie, niż na naszym „podwórku”. Fajnie prowadzi się też zawody naszej najwyżej ligi juniorów, czyli ECO Opolskiej Ligi Juniorów, gdzie widać inny poziom zaangażowania młodych piłkarzy – zauważa. Poprzez wyjazdy na trzecioligowy poziom miał okazję odwiedzić obiekty, które zrobiły na nim spore wrażenie. Chodzi o legendarną już Cichą 6 – dom Ruchu Chorzów, czy całkiem jeszcze nowy Stadion Miejski w Bielsku-Białej, z którego korzystały rezerwy Podbeskidzia i BKS Stal. Chwali również opolskie obiekty, szczególnie Victorii Cisek, no i rzecz jasna Odry Opole. – Przez jakiś czas w Cisku była znakomita jak na te warunki murawa, kto wie, czy nie najlepsza w województwie. Udało mi się także poprowadzić zawody przy światłach, jak Oderka grała jeszcze w IV lidze – precyzuje.

Ostatnie akcje wymuszone troską o bezpieczeństwo sędziów i wydarzenia z tym związane pan Sebastian przyjmuje ze spokojem. Kluz uważa, że bezpieczeństwo arbitrów jest od kilku lat na stałym poziomie. – Kiedyś było gorzej, było więcej agresji i można było „zarobić”. W tej chwili kibice tylko wyzywają, ale do rękoczynów na szczęście nie dochodzi. Przepisy gry zmieniają się co pół roku i kibice za tymi zmianami po prostu nie nadążają, stąd często mają pretensje i czasami rodzi się złość, ale jak widać niesłuszne. Na szczęście nie musiałem jeszcze przerywać meczu z powodu złego zachowania kibiców i niech tak zostanie. Generalnie nie ma się czego bać. Jeżeli ktoś chce przeżyć fajną przygodę, poczuć trochę dreszczyku na plecach, a przy okazji zadbać o tężyznę fizyczną, to jak najbardziej namawiam do sędziowania. Można z tego czerpać przyjemność, a dodatkowo zarobić przecież parę groszy. Wyzwiska wpadają jednym, a wypadają drugim uchem, na meczu trzeba się wyłączyć i po prostu robić swoje. Chętnych zapraszam na szkolenia, również do Nysy, gdzie taki kurs jest właśnie organizowany – kończy Sebastian Kluz.

Sebastian Kluz wraz z asystentami prowadzący derbowe spotkanie LZS Kałków – Kastor Jasienica Górna.