Fot. Mirosław Szozda

– To świetnie, że Jełowa nie schowała się za podwójną gardą, co podnosi atrakcyjność widowiska – mówił po pierwszych minutach pucharowego święta w Kluczborku jeden z komentatorów meczu, Krzysztof Job. Piszemy tak, ponieważ tak znakomitej frekwencji dawno Stadion Miejski nie widział.

Faktem jest, że na wielki finał wojewódzkiego Pucharu Polski Polonia Nysa – LZS Jełowa za wejściówkę nie trzeba było płacić, lecz w minionych latach mimo identycznego podejścia do sprawy biletów, różnie z tą widownią bywało. Kibice obu drużyn zatem dosyć szczelnie wypełnili główną trybunę i jeśli napiszemy, że tych LZS-u było więcej, to się niewiele pomylimy. – Zresztą, kapitan Tobiasz Smyrek, w przerwie powiedział wprost: czujemy się tutaj jak u siebie w domu.

W 9 minucie Dominik Sikora Sikora urwał się na lewej stronie i technicznym strzałem trafił w… poprzeczkę. Praktycznie od tego momentu zarysowała się dosyć wyraźna przewaga gospodarzy, czyli Polonii, która wraz z upływem czasu zaczęła przybierać miażdżące rozmiary. Goście próbowali uwalniać się długimi piłkami. – Podanie jak dla Supermana – rzucił główny prowadzący relacji na żywo, red. Donat Przybylski, kiedy futbolówki nie sięgnął Patryk Bandura.

Na zegarze widniała 20 minuta, a po obu stronach czasomierza 0:0. Tak, byli tacy, którzy na tym etapie zawodów wieszczyli rychły pochówek ekipy z klasy okręgowej. Golem dla Nysy jednak – jak to się mówi – ewidentnie śmierdziało. W 24 minucie piłka znalazła się nawet w siatce, ale sam na sam wymienianego już Sikory, odbyło się przy podniesionej bocznej chorągiewce.

W odpowiedzi jełowianie znów puścili w bój Bandurę, który oddał pierwszy w tym meczu celny strzał dla gości, niebezpieczny, ale obił się o nyską defensywę. Później na placu gry jakby się uspokoiło, to znaczy posiadanie piłki dalej należało do „Polonistów”, lecz nic tego nie wynikało. Dopiero w 40 minucie przebudził towarzystwo Maciej Rakoczy, który huknął z dystansu i Marcin Kaczmarczyk miał spore kłopoty z obroną. To były wszystkie emocje pierwszej odsłony, wydłużonej o dobre 5 minut przez sędziego Szymona Łężnego.

Po zmianie stron obraz gry niewiele się zmienił. Nysa miała piłkę, Jełowa skutecznie się broniła. Próbę zdobycia odwracającego losy spotkania gola podjął jako pierwszy Patryk Perkowski, który w 50 minucie palnął minimalnie nad poprzeczką. Kiedy w 59 minucie przed linią pola karnego rywala zaczął tańczyć Igor Babanskykh, a sytuacja była doskonała, „kryta” z lewej strony ryknęła razy kilka: Jełowa!!!

Jej ulubieńcy dalej nie doznali strat i od czasu do czasu potrafili postraszyć faworyta. Oj, nie tak wyobrażał sobie przebieg tych zawodów trener lidera BS ligi opolskiej, Łukasz Czajka. Kolejne dokonywane zmiany wciąż nie przynosiły efektu i jego podopieczni kontynuowali przysłowiowe bicie głową w mur. Tymczasem do końca regulaminowego czasu gry pozostał kwadrans. I co? I nic! Kaczmarczyk fruwał tylko między słupkami, ponieważ wszystko, choć bardzo niedaleko, mijało jego „świątynię”.

W momencie rozpoczęcia dogrywki liczba widzów naszej transmisji przekroczyła tysiąc. Każdy wieszczył sensację, a taki stan spotkania i o tej porze, to już była sensacja. – Triumfuje taktyka trenera Tomasza Ciastki, który mówił mi, że chce przetrwać do 90 minuty – zdradził podczas drugiej tego wieczora przerwy Job. Okazało się, że stać ich było na więcej.

30 minut czasu ekstra było kopią tego wszystkiego, co oglądaliśmy do tej pory, czyli kompletnego braku pomysłu Polonii na trafienie bardzo wymęczonego już przeciwnika. Z jednym wyjątkiem. W 112 minucie fenomenalnie do strzału ułożył się Daniel Wolny i jakimś cudem zamiast do siatki, trafił w jednego z obrońców, a cała piłkarska Nysa wróciła z bardzo dalekiej podróży. Sygnał do rzutów karnych spowodował istne oblężenie naszej relacji live. 1800 widzów wstrzymało w tym momencie oddech.

Zatem, po kolei:

LZS: Michael Segieth 0:1
Polonia: Maciej Rakoczy 1:1
LZS: Roman Forma 1:2
Polonia: Marek Ostrowski 1:2 (obok bramki)
LZS: Maciej Sokołowski 1:3
Polonia: Alan Majerski 1:3 (obronił Kaczmarczyk)
LZS: Aleksander Padamczyk 1:4

I za to kochamy pucharowe rozgrywki, zwane bardzo słusznie – „Pucharem tysiąca drużyn”. LZS Jełowa znów wyśrubowała klubowy rekord i dalej pisze swoją nową historię. Zwycięstwo w finale wojewódzkim oznacza bowiem udział w rozgrywkach szczebla centralnego, co dla całej Jełowej będzie czymś w rodzaju udziału w Lidze Mistrzów.  Zwycięzcom gratulujemy, chwała pokonanym!

Polonia Nysa – LZS Jełowa 0:0, karne 1:4

Polonia: Firek – Taranek (93. Naściszewski), Kudra, Redek, Kulak – Ostrowski, Rakoczy, Sikora (66. Majerski), Perkowski (102. Lisiecki), Pisula (78. Danieluk) – Nazar (53. Duda).

LZS: Kaczmarczyk – Pluta (61. Sokołowski), Kosia-Fomba, Forma, Widera – Wacławczyk (89. Wolny), Smyrek (78. M. Segieth), T. Segieth (78. Habdas), Poznański, Babanskykh (89. Padamczyk) – Bandura.

Żółte kartki: Lisiecki, Naściszewski – Forma, Poznański, Widera.