
18 przedstawicieli III Ligi, 20 reprezentantów IV Ligi oraz 8 ekip z Klasy Okręgowej – udziałem w takich rozgrywkach mogli się szczycić finaliści Pucharu Polski na szczeblu województwa. A wśród nich wielu bohaterów jednego sezonu, jak LZS Gronowice, Edra Poborszów czy Burza Gręboszów.
– Finały są po to, żeby je wygrywać – mówił w zapowiedzi dzisiejszego spotkania szkoleniowiec MKS-u Kluczbork Łukasz Ganowicz. Z tym polemizować nie można. Jednak dla wielu drużyn sam udział w wielkim finale był już sporym osiągnięciem. Tak, jak w sezonie 2016/2017, kiedy to na murawę Stadionu Miejskiego w Kluczborku wybiegali piłkarze LZS-u Gronowice – przyszłego beniaminka IV Ligi.
Drużyna spod Kluczborka była wtedy największą niespodzianką tych rozgrywek. Do finału Gronowice szły jak burza, pozostawiając w pokonanym polu m.in. Pogoń Prudnik, Po-Ra-Wie Większyce czy Polonię Głubczyce, która w tamtym sezonie wywalczyła awans do III Ligi. Zespół z Głubczyc uległ w półfinale 0:1, po bramce Kamila Babiarza. Mało kto pewnie przypuszczał, że za kilka lat będzie to kluczowy piłkarz iPrime’u Bogacica w drodze do historycznego awansu do BS w Leśnicy IV Ligi Opolskiej czy kolejnego finału Wojewódzkiego Pucharu Polski.
– To dla naszego klubu historyczny sukces. Nigdy tak daleko nie doszliśmy w Pucharze Polski. Trzeba się cieszyć z tego, co się ma. Drużyna ze Zdzieszowic pokazała swoją klasę. Dwie klasy rozgrywkowe to jednak jest duża różnica. To było dzisiaj widoczne – mówił po tym meczu Kamil Kaczor – wówczas lider środka pola ekipy z Gronowic.
Warte wspomnienia z tego finału jest jeszcze jedno wydarzenie. Pierwszego z 6 goli dla „Zdzichów” strzelił wówczas Dariusz Zapotoczny. Po siedmiu latach skrzydłowy znów przyjedzie do Kluczborka, znów będzie grał w finale i znów w barwach Ruchu. Pewnie by sobie życzył powtórki z historii…

Nie tylko Gronowice
LZS Gronowice to nie jedyny zespół, który po 2000 roku zaskakiwał w rozgrywkach pucharowych na Opolszczyźnie. Nieco starsi kibice na pewno pamiętają sezon 2003/2004 i drużynę o nazwie Burza Gręboszów. W sumie mało w niej przypadku, bo właśnie jak burza w rozgrywkach Wojewódzkiego Pucharu Polski szedł team z Gręboszowa – małej wsi położonej w powiecie namysłowskim, gminie Domaszowice.
Burza też reprezentowała wszystkie zespoły rywalizujące wówczas w Klasie Okręgowej, którą to też w świetnym stylu wygrała. Finału się nie udało, choć do ostatniej minuty toczyła się rywalizacja ze Skalnikiem Gracze – późniejszym wicemistrzem IV Ligi. Gola na wagę triumfu w Pucharze strzelił Wojciech Micuń.
Rok później, czyli w kampanii 2004/2005, mieliśmy kolejny zespół, który robił dużo szumu w naszym województwie. To Edra Poborszów, która w finale zagrała dwa lata z rzędu. Za pierwszym razem, z trzecioligową Odrą Opole, wygrać się nie udało (zwycięstwo Odry 3:0). Dla niebiesko-czerwonych triumf ten smakował wyjątkowo, bo został wywalczony w mieście odwiecznego rywala – Kędzierzynie-Koźlu. Wracając do zespołu z Poborszowa. Rok później już nie było Edry, a „zwykły” LKS. I on pokonał w decydującym meczu TOR Dobrzeń Wielki 2:1.
I tu mamy kolejne nawiązanie do dzisiejszego finału. Barw LKS-u Poborszów bronił wówczas dzisiejszy drugi trener Ruchu Zdzieszowice – Daniel Rychlewicz.
Do tego grona śmiało można też dołączyć LZS Kup, który w sezonie 2014/2015 stanął w finale naprzeciwko opolskiej Odrze. Bramki wchodzącego do pierwszego zespołu Dawida Wolnego i Marka Gładkowskiego przekreśliły jednak marzenia piłkarzy LZS-u o sprawieniu niespodzianki.

Ale żeby nie było tylko tak smutno dla tych drużyn traktowanych w finałach jako outsiderów. Wracając pamięcią do kampanii 2021/2022 znajdziemy silny wyjątek od tej reguły. Już przy znakomitej oprawie, sztucznym oświetleniu obiektu w Kluczborku, piłkarze Stegu Startu Jełowa wznosili puchar na swoimi głowami. Owszem, byli rewelacją w Klasie Okręgowej. Owszem, pokonali na drodze do finału m.in. Fortunę Głogówek i LZS Starowice. Jednak w potyczce z Polonią Nysa, która rozbijała w pył kolejnych rywali w IV Lidze, nikt nie dawał jełowianom zbyt wielu szans. A świetnie zorganizowana gra w defensywie i pewne wykorzystywanie jedenastek dały Startowi upragnione zwycięstwo. Przy tłumie swoich kibiców.
– Padamczyk! 4:1 w rzutach karnych! Jełowa! Coś niesamowitego! Jak to się stało chciałoby się powiedzieć! Ogromna radość, ogromna niespodzianka! – krzyczał wówczas do mikrofonu Donat Przybylski, którego również i dziś wieczorem, w duecie z Jakubem Trzaską, będzie można usłyszeć.
– Nie da się tego opisać. Szok! Nie spodziewaliśmy się tego. Na pewno drużyna Polonii w meczu był lepsza. Ale kurcze, staraliśmy się tak jakoś bronić. Nie mam słów, tyle radości, tyle wzruszeń – komentował na gorąco przed kamerami TVP3 Opole prezes Startu Wilhelm Smyrek.
– Rzuty karne to jest loteria. Można teraz powiedzieć, że Jełowa pisze nową historię i niech ten sen trwa dla nich jak najdłużej – oceniał w 2022 roku prezes OZPN Tomasz Garbowski.
I w sumie sen trwał, bo w rozgrywkach Pucharu Polski na szczeblu centralnym ekipa Tomasza Ciastki mogła się zmierzyć z ekstraklasowym Zagłębiem Lubin. A Roman Forma, pierwszy, mamy nadzieję nie ostatni, rywalizował oko w oko z reprezentantem Polski Filipem Starzyńskim.
Faworyci też nie zawodzili
Start Jełowa przetarł szlak. To nie ulega wątpliwości. I tą samą drogą rok później postanowili podążać podopieczni Michała Buły, czyli kolejnej rewelacji rozgrywek – i pucharowych, i w Klasie Okręgowej. iPrime Bogacica do finału w roku 2023 awansował z bilansem 23 zdobytych bramek i zaledwie 1 straconej (w półfinale z Po-Ra-Wiem Większyce) w pięciu spotkaniach. Na dodatek rywalem w finale była broniąca się przed spadkiem z III Ligi Stal Brzeg.
Żółto-niebiescy, w brutalny sposób, wybudzili bogaciczan z pięknego snu. Dzięki trafieniom Daniela Morysa, dwóch Maksymiliana Podgórskiego i Michała Maja brzeżanie wygrali 4:1. Honorowego gola dla iPrime’u strzelił Miłosz Reisch. Nomen omen, dzisiaj Maj znów będzie miał okazję coś ukłuć, tyle że już dla MKS-u Kluczbork.
Trzeba przyznać, że brzeżanie mają patent na rewelacje pucharowych rozgrywek. Bo podobna historia miała miejsce w sezonie 2018/2019, kiedy to rywalem Stali był, dopiero budujący swoją markę, LZS Starowice. Łukasz Żegleń i Michał Kuriata, którzy wówczas trafili do siatki starowiczan, dali wyżej wówczas notowanej Stali pewnie zwycięstwo.

– Fajny mecz, fajna atmosfera. Powiedziałem zawodnikom, że rzadko mogą się czuć, jak zawodowi piłkarze tak naprawdę. Oprawa, ludzie, muzyka, światła, piękna murawa także bardzo pozytywne samo doświadczenie. A jeśli chodzi o mecz, to przyjechaliśmy i zrobiliśmy to, co mieliśmy zrobić. Finały rządzą się swoimi prawami, ale tak naprawdę mieliśmy zagrać i wygrać – cieszył się po finale ówczesny trener Stali Piotr Jacek.
W ostatnich latach, na szczęście, w Wojewódzkim Pucharze Polski nie gra Odra Opole. To dzięki rywalizacji na poziomie centralnym. Wcześniej jednak tak dobrze nie było i niebiesko-czerwoni często wywalczali promocję do ogólnopolskiego Pucharu Polski właśnie przez nasz region. A jak już docierali do finału, to z reguły byli jego faworytem.
Na sześć takich przypadków opolanie wygrywali pięć razy. Co prawda, w sezonie 2002/2003 triumfowała Odra/Unia II Opole… Z tym że bramki w finale zdobywali Józef Żymańczyk i Marcin Lachowski, więc nie trudno się domyślić, jakim składem zagrali wówczas niebiesko-czerwoni. Ale i w finałowych potyczkach Odry znaleźć można nawiązania do dzisiejszego starcia. Jedyną drużyną, której udało się wygrać decydujący mecz z opolskim zespołem, była ekipa… Ruchu Zdzieszowice. Stało się to w roku 2010, kiedy to zdzieszowiczanie wygrali w Opolu 3:1.

Ruch kontra MKS, czyli dzisiejsze pucharowe święto
W ostatnich 24 latach Ruch w finale grał cztery razy. Wygrał trzy z nich, przegrał tylko raz. Ostatni triumf miał miejsce w kampanii 2020/2021, kiedy trenerem „Zdzichów” był… Łukasz Ganowicz. Jedną z bramek zdobył wówczas Łukasz Damrat, który dziś pewnie w składzie meczowym zdzieszowiczan się także pojawi. Doświadczenie będzie więc po stronie Ruchu, bo…
… MKS Kluczbork zagra swój pierwszy finał w historii. To nie jest żart. Kiedy biało-niebiescy byli w najlepszej formie, grali bezpośrednio w Pucharze Polski na szczeblu krajowym. Kiedy grali w niższych ligach, nigdy nie udało się im dojść do finału. Finału, który zawsze rozgrywany jest na ich stadionie.
Jedynie w sezonie 2011/2012 MKS mógł się poczuć jak finalista. Dokładnie jego druga drużyna, która niespodziewanie wywalczyła promocję do decydującego meczu. W nim uległa Startowi Bogdanowice 1:3 po dogrywce.
Dzisiaj jedno jest pewne – finał przysporzy nam dużo emocji. Bo mimo tego, że obie drużyny dzieli jedna klasa rozgrywkowa (MKS gra w III Lidze, Ruch w IV), to na boisku niekoniecznie musi to być widoczne. A o tym, kto będzie mógł wznieść okazały puchar, przekonamy się około godziny 21. Będąc częścią fantastycznej oprawy meczu finałowego.
Niech wygra najlepszy…!