Są takie piłkarskie miejsca na Opolszczyźnie, do których bardzo łatwo i chętnie się wraca. Zwłaszcza jeśli za tym idzie bardzo dobra organizacja, walory artystyczne, czyli dobre widowisko futbolowe i miłe przyjęcie. To wszystko miało miejsce w odległej od stolicy regionu Kamienicy. Wsiadamy więc w samochody i jedziemy wspomnieniami za Otmuchów.

Pierwszy raz w historii Piłkarskich OPOwieści klub wybrał mnie, a nie ja klub. Wiceprezes LZS-u Kamienica Nyska Mateusz Talik postanowił zaprosić przedstawiciela Opolskiego Związku Piłki Nożnej na mecz o awans do A Klasy. Było to starcie pomiędzy gospodarzami a LZS-em Gościce. Usłyszałem wówczas, że to najważniejszy mecz tego sezonu, że na trybunach spodziewane są setki kibiców a na boisku będą leciały wióry. Nie ukrywam – pomyślałem sobie wtedy, że to zaproszenie jest mocno koloryzowane, tylko po to, żebym na końcu rozmowy powiedział – przyjadę. I w sumie tak się ona zakończyła, bo wiedziałem, że z mojej wizyty w Kamienicy Nyskiej będę mógł napisać tę opowieść.

Czy to na pewno B Klasa?

Mecze w najniższej klasie rozgrywkowej rządzą się swoimi prawami. Derby też rządzą się swoimi prawami. Więc jak możecie się domyślać, jeśli są to derby w „Serie B”, to te prawa jeszcze bardziej się zmieniają.

Ale ja nie o tym. Od Opola Kamienica oddalona jest o niespełna 86 kilometrów. Sporo. Ale już przyzwyczaiłem się do tych dłuższych wyjazdów. Sprawdziłem więc, że miejscowość, do której zmierzałem, ma ponad tysiąc mieszkańców, a jego historia sięga czasów sprzed II wojny światowej. Według zapisów w popularnej internetowej encyklopedii, 85% zabudowy wsi pochodzi właśnie sprzed roku 1945.

Również i sam zespół piłkarski ma wieloletnie tradycje. Za datę powstania uznaje się 1949 rok. Drużyna ma za sobą grę w wyższych ligach – zarówno tych wojewódzkich, jak i międzywojewódzkich. Jednak w tej formie LZS działa od sezonu 2022/2023. Reaktywacja nastąpiła po ponad trzech latach nieobecności Kamienicy na piłkarskiej mapie Opolszczyzny.

– Jesteśmy grupa kolegów, którzy z sentymentu do klubu, w którym grali na początku swojej przygody z piłką, po ponad trzech latach nieobecności drużyny na piłkarskiej mapie świata reaktywowali zespół LZS Kamienica – słyszę od wiceprezesa klubu Mateusza Talika – Wieś Kamienica jest jedną z większych w naszej okolicy. Wciąż żyje w niej wiele osób, które pamiętają daleką historię klubu, która sięga do lat 50 i 60 ubiegłego wieku, jak i największy sukces czasów nowoczesnych, czyli awans do klasy okręgowej  w sezonie 2002/2003. Tamten sukces wydaje się o tyle bardziej wartościowy, że wtedy był to wciąż piąty poziom rozgrywkowy, nie jak dzisiaj po reorganizacji rozgrywek szósty – dodaje działacz.

Doświadczenie jest więc duże. Potencjał również. Sprawdziłem to na własne oczy. Ale zanim skupiłem się na meczu, na który pojechałem, musiałem wyjść z podziwu, jakie piękne widoki mają kibice LZS-u oraz piłkarze. Wieś położona jest bowiem u podnóża Gór Złotych. Fotografie nie do końca odzwierciedlają prawdziwego obrazu, ale i tak je Wam pozostawiam poniżej.

Kiedyś usłyszałem takie bardzo mądre zdanie – jest tylko jedna szansa na dobre pierwsze wrażenie. Z pewnością znane jest to powiedzenie w Kamienicy. Jeszcze dobrze nie postawiłem swojej stopy na terenie boiska a już zostałem przywitany przez prezesa LZS-u Karola Wiśniewskiego.

– Czuj się jak u siebie, jak będziesz czegoś potrzebował to dawaj znać – to pierwsze słowa jakie usłyszałem. A przypominam, że on widział mnie pierwszy raz na swoje oczy, ja jego na swoje. Wiedziałem więc, kto jest kto, gdzie mam się udać do sędziów, żeby uzyskać składy, a chwilę później poznałem również i wiceprezesa, który dołączył do naszej dwójki. Stąd też takie a nie inne pytanie rozpoczynające tę część. Bo z tą organizacją w Klasie B nie zawsze jest wszystko w porządku.

Sprawa numer 2 – naprawdę nie przesadzono z ilością kibiców na trybunach. Jeszcze było daleko do meczu a już wszystkie miejsca siedzące były zajęte. Wiele też i tych stojących.

– Atmosfera na naszych meczach zawsze jest gorąca – mówi prezes Karol Wiśniewski – Na dzisiejszym meczu też było około 400 czy nawet i 500 osób. To jest coś niesamowitego na skalę województwa, a może i kraju. Żeby tyle osób przychodziło na mecz w B Klasie – śmieje się prezes Wiśniewski.

Nie będę tego ukrywał – zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Ogromne. Zaryzykuje w tym miejscu stwierdzenie, że na wielu boiskach czwartoligowych nie ma takiej frekwencji, jaka była w Kamienicy. Pójdę nawet o krok dalej. Bywały takie mecze w III Lidze, w Kluczborku czy Brzegu, że fanów na trybunach było znacznie mniej. I to jest piękne. Bo zdjęcia, które widzicie poniżej, powinny być najlepszą wizytówką tego, że można. I że futbol łączy a nie dzieli, bo kibice obu drużyn siedzieli obok siebie.

I trzecia rzecz, po której miałem wątpliwości czy to na pewno jeszcze jest Klasa B – poziom sportowy. Muszę przyznać, że zarówno gospodarze, jak i goście, stworzyli kapitalne widowisko, w którym emocje sięgnęły zenitu. Dlaczego?

Dlaczego tak nie wyglądają wszystkie mecze piłkarskie?

Zacznijmy od przedstawienia podłoża meczu pomiędzy Kamienicą a Gościcami. Bezpośredni awans do Klasy A wywalczyć miał tylko zwycięzca grupy. Drugi zespół czekały jeszcze baraże z drużyną z innej grupy, która również została wicemistrzem swojego zestawienia. Przed pierwszym gwizdkiem liderem był zespół z Gościc, ale nad Kamienicą miał zaledwie jeden punkt przewagi. Oznacza to, że ten, kto wygrałby bezpośrednie starcie, bardzo mocno zbliżyłby się do bezpośredniego awansu do „Serie A”.

– Dzisiaj z uwagi na rangę spotkania nie tylko sprowadziliśmy trójkę sędziowska, ale także spodziewamy się dużej liczby kibiców – podczas rozgrzewki mówił mi wiceprezes klubu Mateusz Tajak – Na pewno obie trybuny będą zapełnione i na pewno braknie miejsc siedzących, ale o to właśnie chodzi. Sympatyków piłki nożnej w naszym regionie nie brakuje i to na pewno może cieszyć, bo takiej frekwencji nie powstydziłyby się nawet zespoły z IV czy V ligi – dodawał.

Na każdym źdźble trawy czuć więc było iskry zbliżającego się starcia. A ciężaru tego meczu nie dźwignął by nawet Mariusz Pudzianowski ze swoich najlepszych lat w strongmanach. Ciężkie nogi były z obu stron, sporo niedokładności i niewymuszonych błędów. Pierwsi emocje opanowali przyjezdni, bo to oni wyszli na prowadzenie. Świetną akcję przeprowadzili lewą stroną, kończąc ją silnym uderzeniem obok interweniującego golkipera z Kamienicy.

Gospodarzom jeszcze mocniej splątało to nogi. Ale na ich szczęście szybko doprowadzili do wyrównania. Później i jedni, i drudzy mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Bardzo dobrze między słupkami spisywali się obaj bramkarze lub po prostu brakowało celności i skuteczności. Z remisu bardziej zadowoleni byli piłkarze z Gościc, którzy przy takim rezultacie utrzymaliby pierwsze miejsce w tabeli. W doliczonym czasie gry stał się jednak cud (Może w legendach Kamienicy będzie on Cudem spod Gór Złotych? Kto wie…). Piłka wylądowała na polu karnym przyjezdnych, a szybszy od bramkarza był tym razem napastnik gospodarzy. 2:1! I szał radości na trybunach!

– To było coś niewiarygodnego – krzyczeli kibice Kamienicy po ostatnim gwizdku.

– Jestem kibicem od 40 lat, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem – dało się słyszeć z drugiej strony.

– Tak! Tak jest! Tak, tak i jeszcze raz tak – to mówili przeważnie ci, którym odjęło mowę z radości.

Jak się więc domyślacie – wynik nie uległ już zmian. Kamienica wygrała „mecz o awans” 2:1.

– Jezus Maria, co to był za mecz – mówił po ostatnim gwizdku prezes Wiśniewski, niemal chodząc wokół mnie z emocji – Wygraliśmy! Jesteśmy liderem! Jesteśmy bliscy awansu do A Klasy! Wszyscy dzisiaj zagrali super, jestem dumny z chłopaków! – dodawał z uśmiechem.

Dlaczego nie bierzecie przykładu z Kamienicy?

Na koniec zostawiłem sobie tą przyjemność podsumowania. Uważam i jest to w pełni subiektywne zdanie, że wiele klubów powinno się uczyć od tych młodych chłopaków z Kamienicy. Uczyć się organizacji meczu, organizacji drużyny, organizacji kibiców. To oni powtarzają, że dopiero wszystko poznają. I że jeszcze korzystają z pomocy tych bardziej doświadczonych działaczy, jak choćby pan Radosław Napieracz, który był jednym z założycieli LZS-u. A mimo młodego wieku stworzyli coś, o czym mówią wszyscy mieszkańcy wsi. I nie tylko, bo sam prezes Wiśniewski mi mówił, że nawet w żeńskim gronie opowiada się historie związane z futbolem w Kamienicy.

Dla mnie osobiście to też było bardzo ciekawe przeżycie. Pierwszy raz byłem na meczu Klasy B, gdzie za plecami miałem setki kibiców, którzy z zaciekawieniem przyglądają się temu, co dzieje się na zielonym boisku. I dziękuję LZS-owi, bo teraz mam obraz tego, jak mecze w najniższej klasie rozgrywkowej wyglądać powinny.

Na koniec konkluzja – pojedźcie kiedyś na mecz do Kamienicy. Zabierzcie żony, dzieci, spędźcie czas nad Jeziorem Nyskim czy Otmuchowskim, a później wybierzcie się na LZS. Poczujcie ten klimat. Bo mam wrażenie, że będzie tak, jak ze mną. Raz poczułem i już chcę tam wrócić… I wrócę, obiecuję!

PS. Ostatecznie LZS-owi Kamienica Nyska nie udało się awansować do Klasy A. W ostatniej kolejce drużyna ta tylko zremisowała z LZS-em Trzeboszowice. Swoje spotkanie wygrał natomiast LZS Gościce i to on wywalczył bezpośrednią promocję. Drużyna z Kamienicy zagrała w barażach, ale w nich okazała się gorsza od LZS-u Grodziec, przegrywając z nim w dwumeczu 2:7.

PS 2. Ale determinacji piłkarzom i działaczom LZS-u Kamienica Nyska odmówić nie można. Do Grodźca była to już prawdziwa wyprawa. Aby rozegrać baraż musieli oni pokonać aż… 113 km. W jedną stronę.

 

Jakub Trzaska