Trudno szukać drugiego piłkarza z taką przeszłością w szeregach Odry Opole. Maciej Makuszewski grał w polskiej, rosyjskiej, portugalskiej i islandzkiej ekstraklasie. Ma także na koncie 5 występów w reprezentacji Polski.

Do Odry Opole Makuszewski dołączył przed obecnym sezonem. Podpisał umowę z niebiesko-czerwonymi po tym, jak rozwiązał kontrakt z islandzkim Leiknirem Reykjawik. Zdecydowanie był to najlepszy transfer opolskiego zespołu w ostatnich latach. Zresztą mówiła o nim cała piłkarska Polska. W naszej rozmowie poruszyliśmy kwestię formy Odry, pobytu na Islandii oraz oczekiwań względem reprezentacji Polski pod wodzą nowego szkoleniowca.

Jakub Trzaska: Czujesz się gwiazdą w Opolu?

Maciej Makuszewski, skrzydłowy Odry Opole: Wiadomo, że moje CV i to, że dużo osób mnie kojarzy może na to wskazywać. Ale ja się tak nie czuję. Podchodzę do swoich obowiązków tak, jak dotychczas. Chcę być w jak najlepszej formie, chcę być zdrowy, chcę grać. I to jest mój cel.

Trudno też zweryfikować, czy jestem w Opolu gwiazdą, bo nie pojawiam się za często w miejscach publicznych. Trening – dom i to tyle.

Mimo wszystko trudno szukać w Odrze gracza z takim CV.

Niedawno Arek Piech był graczem, który też miał bogatą historię. Grał na wyższym szczeblu niż jest teraz Odra. Był Arek, jestem ja i pewnie w Odrze będą kolejni zawodnicy w przyszłości z dużymi osiągnięciami.

Klub się ciągle rozwija. Czekamy teraz na nowy stadion, sam się już go nie mogę doczekać. Walczymy o utrzymanie, wierzymy w to, że tego dokonamy, a co będzie później to zobaczymy.

Wywołałeś temat tego sezonu to poświęćmy mu w takim razie chwilę. Runda jesienna słaba, ale początek wiosny daje duże nadzieję na utrzymanie.

Oczywiście. Ja dołączyłem do drużyny przed meczem z Wisłą Kraków i nie wyglądało to wtedy najlepiej. Bo to zawsze tak jest, że jak zaczniesz słabo, przegrasz kilka meczów i spadniesz na dół tabeli, to trudno później gonić. Wygrasz jeden, drugi mecz, zremisujesz jakiś, może i przegrasz, ale już jesteś bliżej środka. Wtedy inni muszą gonić.

Jesień była naprawdę słaba, później nastąpiła zmiana trenera. Zimę przepracowaliśmy bardzo dobrze. Adam Nocoń ułożył zespół pod siebie, w okienku transferowym dobrał zawodników na konkretne pozycje, takich, jakich potrzebował. Zaczęliśmy rundę naprawdę solidnie i na pewno będziemy groźni w każdym spotkaniu. Czasem brakuje jeszcze trochę szczęścia, czasami trochę umiejętności. Ale widać, że ta Odra jest głodna zwycięstw.

Zmiana trenera była kluczowa? Czy teraz to też wasza sportowa złość?

W piłce zawsze jest trudno odpowiedzieć na pytanie „co by było, gdyby…”. Ja też nie chcę się tutaj absolutnie wymądrzać, czy to dobrze, czy źle. Taki impuls poszedł ze strony klubu. Nie da się ukryć, że sami zawodnicy mają świadomość, że jeśli chcemy być nadal w Fortuna I Lidze, to musimy dać z siebie znacznie więcej, niż jesienią.

Powiedziałeś już, że nie lubisz gdybać, ale wymuszę to na Tobie. Gdyby sezon dopiero ruszał, tak jak to jest na Islandii (system wiosna – jesień, przyp. autora), patrząc na potencjał tego zespołu, to w co celowałaby Odra?

Moim zdaniem – jak patrzę na to, jak zespół codziennie pracuje na treningach, jakie mamy umiejętności, jaki mamy potencjał ludzki – absolutnie moglibyśmy grać w barażach. Trudno powiedzieć czy wywalczylibyśmy bezpośredni awans. Trzeba spojrzeć jakie firmy grają o Ekstraklasę. Absolutnie bym jednak nas nie skreślał, bo Odra to jest groźny zespół, który może stracha napędzić każdemu.

Uciekamy z Opola i to bardzo daleko, bo na Islandię. Futbol jest tam popularny?

Przede wszystkim tam jest mało ludzi. Od tego trzeba zacząć (śmiech). Ale na każdym meczu pojawiają się wierni fani. Są to spotkania bardziej rodzinne, kameralne. Poziom gry nie jest najgorszy, zresztą widzieliśmy jak ciężką przeprawę miał niedawno Lech Poznań w europejskich pucharach. Pogoń Szczecin podobnie. Dzisiaj na świecie już każdy potrafi dobrze grać taktycznie, dobrze się przygotować fizycznie. Islandzcy zawodnicy też mają umiejętności. To nie jest tak, że stawiasz 10, 11 kołków, którzy pracują na co dzień, a później bawią się w piłkę. Trzeba docenić, że pracują i grają. W tych lepszych klubach pewnie ta praca nie jest tak wymagająca. Ich zarobki też pewnie są na poziomie zespołów z polskiej Ekstraklasy. Wydaje mi się, że ci zawodnicy z czołowych drużyn musieliby dostać naprawdę świetne oferty, żeby przenieść się do polskich klubów.

Czyli da się wyżyć z piłki na Islandii?

Pewnie. Sam byłem zaskoczony ofertą dla mnie. Jak jesteśmy kibicami piłkarskimi, to głównie obserwujemy ligi zachodnie. Jako laik na pewno nie śledzisz rozgrywek na Islandii. Więc mówisz wtedy – gdzie na Islandii jest jakaś piłka? I ludzie się z tego śmieją. Ale naprawdę tam zawodnicy nieźle zarabiają.

Trudno było Ci się odnaleźć w tej lidze? Mówi się, że to bardzo fizyczny, siłowy futbol. U Ciebie na pierwszym miejscu jest szybkość i technika.

To też zależy do jakiej drużyny dołączysz. Ja nie trafiłem do tuzy islandzkiego futbolu. Nie grało się więc łatwo, bo naszym celem było utrzymanie. Finalnie moja drużyna zajęła miejsce spadkowe, ja odszedłem w połowie sezonu. Zespół niezły, ale zabrakło doświadczenia. Czasami też jakości.

Pamiętam, że graliśmy z wiceliderem, który później został wicemistrzem kraju. Graliśmy jak równy z równym do 30 minuty. Jeden głupi błąd, strata bramki, a później przegraliśmy aż 0:5. Schodziłem po meczu i mówię – nie no, graliśmy jak równy z równym, kupę zdrowia zostawiliśmy, akcja za akcję i przegrywasz 0:5.

To był wtedy dobry kierunek dla Twojej kariery?

Nie miałem wtedy nic innego konkretnego. Nie uważam, że jestem starym zawodnikiem, ale jestem piłkarzem niesprzedawalnym. Mam jakość, ale kolejny klub nie patrzy już na mnie jak na towar, na którym może zarobić. Bo tak skonstruowany jest dzisiaj futbol. Jak zespół bierze zawodnika, to patrzy od razu do przodu. Pogra trochę i będzie można go sprzedać. Na mnie już nikt nie zarobi.

Ale wracając. To była najkonkretniejsza oferta. Dostałem umowę na rok plus dwa i tylko ode mnie zależało czy przedłużę kontrakt. Względy rodzinne zaważyły jednak na moim powrocie. Rodzina miała do mnie dołączyć, ale podczas trwania roku szkolnego trudno jest tam znaleźć wolne miejsce w szkole czy przedszkolu. A jeździć co miesiąc na dwa dni było niezwykle trudno.

Kariera to jedno, ale rodzina jest najważniejsza. Nie chciałem, żeby dzieci dorastały bez ojca. Prezes i trener Leikniru nie byli zachwyceni, ale czasami trzeba podjąć w życiu trudne decyzje. Długo też nie musiałem czekać na nowy klub, bo pojawiła się od razu oferta z Odry i ją zaakceptowałem.

Po podpisaniu kontraktu na Islandii udzieliłeś wywiadu dla portalu Weszło. Powiedziałeś wtedy – „nie jestem już dobrym piłkarzem, jestem przeciętny”. Skąd wtedy u Ciebie taka niska samoocena?

Może wtedy byłem poirytowanym tym, że kluby tak mocno patrzą na wiek. Jak dostajesz kontrakt na pół roku czy rok, to czujesz, że klub cię sprawdza i za moment znowu szukaj sobie nowego pracodawcy. Nie traktuje cię w pełni jako wartościowego członka zespołu. Pewnie ta irytacja właśnie wtedy wyszła. Że żaden klub nie chce mi zaufać na tyle, żeby kontrakt na kilka lat. Pewnie dlatego to powiedziałem.

Dlatego też zdecydowałeś się na Odrę? Nie było tematu kontraktu na rok, od razu była mowa o co najmniej dwóch latach.

Zdecydowanie. Dlatego też nie chciałem się długo zastanawiać. Przed Islandią była masa telefonów, wiele opcji, dużo zastanawiania się. Wcale nie miałem wtedy takich słabych liczb wtedy, bo bodajże strzeliłem 5 goli i miałem tyle samo asyst w Ekstraklasie. To jak na skrzydłowego całkiem dobre liczby. Dwie oferty świadomie odrzuciłem, bo celowałem w zupełnie inny kierunek. Ale dopóki nie podpiszesz, to nic nie jest pewne.

To był też bardzo trudny okres dla mnie, bardzo się frustrowałem, bo trenowałem sam albo z klubem z III Ligi. Nie chciałem dłużej czekać, pojawił się konkret z Islandii i stwierdziłem, że nie ma co czekać na kolejne, bo te nie były wcale pewne.

Tak samo było z Odrą. Była konkretna oferta i też czułem, że bardzo mnie chcą w Opolu. Powiedziałem sobie – nie ma co się zastanawiać, jedziemy z tematem.

OK. Był temat Odry, był Islandii, pora na trzeci temat dla Ciebie bardzo bliski – reprezentacja Polski. Wiem, że bardzo wnikliwie śledzisz poczynania naszej kadry, sam byłeś przecież jej częścią. Nowy selekcjoner – Fernando Santos. Czego oczekujesz po reprezentacji i samym Portugalczyku?

Zacznijmy od tego, że jestem bardzo zaskoczony tak wysoką półką, na którą sięgnął prezes Cezary Kulesza po selekcjonera. Bo spekulowano o trenerach, którzy prowadzili kadry zbliżone poziomem do naszej, np. Szwajcaria i Vladimir Petković. Mówiło się o Herve Renard, który prowadził Arabię Saudyjską i bardzo dobrą robotę zrobił. Mówiło się też o młodszych trenerach, którzy dopiero są na dorobku…

I mówiło się o polskich trenerach, np. o Michale Probierzu.

I o Marku Papszunie, Janie Urbanie i innych Polakach. Ale prezes poszedł faktycznie na maksa i stwierdził, że bierzemy top. Trudno jest znaleźć kolejnych selekcjonerów, którzy mają takie doświadczenie jak trener Santos. Byli wolni i chcieli prowadzić naszą reprezentację. Teraz chcę zobaczyć, jak sobie poradzi. Bo nie da się ukryć, że pracował z gotowym produktem, czyli Portugalczykami.

U nas jest teraz zmiana pokoleniowa. Mamy dużo piłkarzy, którzy wchodzą dopiero do tej dużej piłki i jestem bardzo ciekawy, jak on to poukłada. Fajne jest to, że to będzie inne spojrzenie, inna mentalność. Ale trzeba tych młodych piłkarzy też natchnąć.

Portugalia za Santosa nie grała aż tak bardzo ofensywnie. Miała ogromny potencjał z przodu, przecież tam gra Cristiano Ronaldo, ale jednak czekała, co zrobi przeciwnik. Więc pytanie jak to selekcjoner ułoży pod Roberta Lewandowskiego. Mamy też Piotrka Zielińskiego – piłkarza, który jest obecnie w najlepszej formie. Bo nie ma co się oszukiwać, Robert jest w nieco słabszej dyspozycji, niż jesienią. Zobaczymy jak będzie obrona zestawiona. Nie ma Kamila Glika, Janek Bednarek jest kontuzjowany, Jakub Kiwior nie gra za dużo po transferze do Arsenalu.

Duży plus jest taki, że mamy taką grupę w eliminacjach, że Santos ma komfort pracy. Uważam, że jesteśmy faworytem do awansu. Gramy z Czechami i pewnie i Czesi myślą, że wyjdą z pierwszego miejsca, i my też myślimy, że wygramy grupę. Będzie ciekawie już w pierwszym meczu.

Nie ma też Grzegorza Krychowiaka. Sporo spadło krytyki na tego zawodnika, wiele osób nie chciało go już w kadrze. Teraz pytają – jak to nie ma Krychowiaka? Uważasz, że to jest moment, od którego kadra będzie już grać bez Grzegorza?

Piłka nożna ciągle ewoluuje, Grzesiek jest coraz starszy, nie ma co tego ukrywać. Jego pozycja na boisku jest kluczowa. To jest walcząca „6”. Tacy pomocnicy muszą atakować i bronić. Widać po Krychowiaku, że jest on już trochę wyeksploatowany. Ale to jego doświadczenie zawsze pomagało. To też jest inaczej, kiedy masz w szatni piłkarzy, którzy mają po 100 występów w kadrze, którzy grali w topowych klubach. Wtedy ci młodzi zawodnicy też czują większy komfort. Jest Grzesiek, jest Robert, jest Kamil Glik, którzy w trudnych momentach wezmą tą odpowiedzialność na siebie, zdejmą presję z młodszych zawodników. A teraz kadra będzie się opierała na trójce – Lewandowski – Zieliński – Szczęsny. Mimo wszystko jeszcze bym nie skreślał Krychowiaka, bo kto wie, czy nie wróci on jeszcze do kadry.

Maćku, to już na koniec. Czekasz jeszcze na telefon z Ekstraklasy? A może z reprezentacji Polski? Fernando Santos lubi doświadczonych graczy. Pepe ma 40 lat prawie.

(śmiech) Nie no, trzeba zejść na ziemię. Absolutnie temat reprezentacji dla mnie zakończył się w chwili doznania kontuzji jeszcze w Lechu Poznań. Gdybym był wtedy zdrowy, miał 28 lat, jakbym grał regularnie. Zrobił jeszcze awans sportowy, wyjechał do klubu zagranicznego, może by była szansa.

A czy Ekstraklasa? Zobaczymy! Wszystko jest w piłce możliwe. Może z Odrą Opole?