Pewnego pięknego dnia, kiedy to odpoczywaliśmy z żoną po obiedzie, powiedziałem – jedziemy do Egiptu! Nikt pewnie zdziwiony nie będzie, że moja małżonka się ucieszyła. Dopiero później uświadomiłem ją, że Egipt, który miałem na myśli, leży nieopodal Głubczyc. I że celem mojej podróży będzie mecz B Klasy. Zachwycona nie była.

Niemniej jednak pojechałem na poszukiwania piramid. Tak, pojechałem, bo żona jednak z wyjazdu zrezygnowała. Coś tam o tych piramidach wiedziałem – przecież wielokrotnie w swoim życiu oglądałem już film Asterix i Obelix: Misja Kleopatra. Stąd też wiem, że Sfinks nie ma nosa, bo Obelix go oderwał. Albo że jak się wejdzie do grobowca, to już można z niego nie wyjść. I później „ten grobowiec jest waszym grobowcem”. Od nich więc chciałem trzymać się jak najdalej. Z prostego powodu – nie miałem ze sobą psa o imieniu Idefix. Ani żadnego innego…

Głubczycki Egipt i jego „Stadion słońca”

Odnalazłem więc „nasz” Egipt na mapie. Okazało się, że Krzyżowice to polska wieś położona w powiecie głubczyckim, w gminie Głubczyce. Co ciekawe, Krzyżowice na Opolszczyźnie są jeszcze jedne. Te drugie leżą w powiecie brzeskim. Ale nimi w tej opowieści się zajmować nie będziemy.

– Na naszą wioskę mówi się Egipt, a że większość zawodników pochodzi właśnie z Nowych Gołuszowic, to postanowiliśmy tak nazwać drużynę – tłumaczył mi trener Egiptu Krzyżowice Krzysztof Katra – Dziwnie by było grać jako FC Nowe Gołuszowice-Krzyżowice. Za długa byłaby ta nazwa. A znowu bez Krzyżowic też nie wypada, bo tu jest boisko. Więc postanowiono, że będzie Egipt i jest Egipt – tłumaczy szkoleniowiec, który nomen omen sam jeszcze walczy na boisku w barwach swojego zespołu.

Następnie odkryłem, że Egipt Krzyżowice swoje mecze rozgrywa na… PGR Arena. Nazwa niezwykle chwytliwa, dopiero na miejscu się okazała bardzo trafna. Dla nieco młodszych czytelników, PGR to Państwowe gospodarstwo rolne. Krótko mówiąc – były to przedsiębiorstwa rolne, których właścicielami było państwo. Wracając – nazwa okazała się idealna. Dlaczego? Ponieważ w przeciągu 5 minut od zaparkowania samochodem obok boiska przejechało kilka traktorów. Zresztą możecie sami zobaczyć, że wokół płyty PGR Areny są same pola uprawne.

To z pewnością czyni ją jedną z najciekawiej położonych aren piłkarskich w naszym województwie. Gdyby była na nich uprawiania kukurydza Egipt wydawałby krocie na piłki. Albo jeden raz na piłkochwyty, żeby ciągle po futbolówkę nie biegać.

Są jeszcze dwa, a na upartego trzy, elementy, które mocno wyróżniają lub wyróżniały podczas meczu z Orłem Dzierżysław, boisko Egiptu. Zacznijmy od tego jednego, który można łatwo zmienić. A mianowicie linie boczne. Przyzwyczajony jestem, że nie zawsze są one rysowane od linijki. Nie inaczej było i w Krzyżowicach, ale tu autor wykazał się znaczącą inwencją twórczą. Stworzył on bowiem dodatkowy fragment boiska (patrz poniżej). Ale spokojnie – z drugiej strony plac gry robił się wklęsły, więc jakby metrów do biegania było tyle samo.

To zostały dwa ostatnie. Pierwszy – kibice mogli oglądać mecz czując się jednocześnie jak na spacerze w lesie. Piękna woń iglaków, smyranie gałęzi po ramieniu czy odpoczynek w cieniu (podczas mojej wizyty było 5 stopni…) – gwarantowane. I to bez wykupienia miejscówki w loży VIP. Te były dwie i znajdowały się po obu stronach boiska, w zależności komu się kibicuje i w którą stronę akurat ten zespół atakował. Był tylko jeden warunek – trzeba było przyjechać na mecz samochodem. Ci, co na rowerach, nie mieli szans zasiąść na VIP-ach.

Egipt powstał z kolan

Na moment przeniesiemy się teraz w czasie. Dokładnie do rundy jesiennej sezonu 2018/2019. Wówczas Egipt jest jedną z najsłabszych drużyn nie tylko na Opolszczyźnie, ale i w całym kraju. Statystyki nie kłamały. 1:10 z Pograniczem Mokre, 1:19 z Fortuną Chomiąża, 1:19 z Sokołem Boguchwałów – tak drużyna z Krzyżowic rozpoczęła tamten sezon. Jak łatwo policzyć, w trzech pierwszych pojedynkach, zdobyła raptem 3 bramki tracąc przy tym aż 48… Najgorzej było jednak w 11. kolejce, w której Egipt zagrał u siebie z Żądłem Sucha Psina. Mecz zakończył się wynikiem 1:20, ale później został sklasyfikowany jako walkower na niekorzyść gospodarzy. Efekt – w notesach zmieniono na 0:20.

– To był bardzo trudny sezon – słyszę od kibiców Egiptu – Drużyna jeździła wtedy w 7, bardzo rzadko mieliśmy pełen skład na mecz. A rezerwowych to widzieliśmy w telewizji, jak się włączyło Ligę Mistrzów czy inną Ekstraklasę – dodają.

Powiecie za moment, że leżącego się nie kopię, że po co wracam do tych mało przyjemnych wspomnień. A no dlatego, że wszystkich ówczesnych oraz obecnych piłkarzy Egiptu chcę pochwalić i złożyć wirtualne ukłony. Bo się nie poddali. Bo nie powiedzieli – po co my to robimy? Idźmy do supersamu ukoić nerwy.

Tak się nie stało i już runda wiosenna była lepsza. Zaledwie trzy „dwucyfrówki” wiosną sprawiły nawet, że Egipt nie zakończył sezonu na ostatnim miejscu w swojej grupie. W 26 meczach wywalczył on 9 punktów, a będąca za nim Kresiowianka Nowa Wieś tylko 3. Co prawda bilans bramkowy 39-231 chluby nie przynosi, ale sławę i zainteresowanie lokalnych mediów już tak.

W kolejnym sezonie (2019/2020) drużyna Krzysztofa Katry powtórzył wynik sprzed roku, ale goli dał sobie strzelić już tylko 56. Kolejny – awans sportowy! Na 12 ekip w grupie XII opolskiej „Serie B” krzyżowiczanie, nie krzyżowcy, kończą go na pozycji 10. z 16 oczkami (!). W poprzedniej kampanii to już dorobek 25 punktów w 24 spotkaniach i powtórka lokaty. I wreszcie dochodzimy do obecnej sytuacji sportowej Egiptu. Po 20 rozegranych meczach drużyna trenera Katry ma 31 punktów (10 zwycięstw, 1 remis i 9 porażek) i… 4. lokatę w tabeli. I w końcu dodatni bilans bramkowy! 48 razy Egipt pokonywał bramkarza rywali, a 47 rywale jego golkipera.

– W końcu, na szczęście, skończyły się już te złe czasy, że w 7, 8 czy 9 jeździliśmy na mecze – mówi szkoleniowiec Egiptu – Mamy chłopaków, którzy grali kiedyś trochę wyżej, kilka drużyn się rozpadło, więc też ich byli zawodnicy do nas dołączyli. Dzięki temu zaczęliśmy coraz lepiej grać, stąd też i ten progres w tabeli rozgrywek – dodaje.

Jestem pod wrażeniem! Chciałoby się, żeby każda drużyna podchodziła do piłki nożnej, tak jak chłopaki z Krzyżowic i Nowych Gołuszowic. I ci przyjezdni do Egiptu również. A nie – jedna, dwie porażki, kilka straconych bramek, to już głowy w dół i do domu. I to w przypadku, gdy się gra o mistrzostwo Polski czy awans na poziom centralny…

Egipt kontra Orzeł – pojedynek wysokich lotów

W dniu, kiedy wybrałem się na PGR Arenę, rywalem Egiptu był Orzeł Dzierżysław. Liczyłem na naprawdę dobre widowisko. Drużyny były bardzo blisko siebie w tabeli, miały podobny bilans punktowy i bramkowy. I wiecie co? Nie przeliczyłem się, bo spotkanie naprawdę było ciekawe i to w kilku wymiarach.

Po pierwsze padły w nim gole oraz mogłem zobaczyć kilka naprawdę ciekawych i dobrze zorganizowanych akcji bramkowych. Prawda jest taka, że gospodarze mogli sięgnąć w tym spotkaniu po dwucyfrówkę (być może historyczną, tym razem w tę stronę), ale albo przegrywali rywalizację z golkiperem Orła, albo po prostu nie trafiali między aluminium. Do tego stopnia, że na trybunach dało się usłyszeć stare piłkarskie porzekadło:

– Zobaczycie, kurde, zemści się to!

Zemściło się faktycznie. Ale tylko raz. I to w momencie, kiedy Egipt prowadził już 1:0. Później trafił jeszcze do siatki przyjezdnych dwukrotnie i mógł cieszyć się ze zwycięstwa 3:1.

Po drugie – Egipt naprawdę ma wiernych i wytrwałych kibiców. Wspominałem już, że podczas meczu temperatura odczuwalna wynosiła maksymalnie 5 stopni. Do tego dokuczliwy wiatr, bo wokół tylko otwarta przestrzeń. A mimo tego na trybunach znajdowało się spokojnie około 50 fanów jednej i drugiej drużyny. Plus jeszcze ci na VIP-ach, ale ich było trudno policzyć, bo nie chciałem zaglądać do każdego zaparkowanego samochodu. Oznacza to, że mecz XII grupy B Klasy obejrzało blisko 100 osób, wliczając w to kibiców, piłkarzy, sędziego, kierowcy ciągnika na sąsiednim polu i mnie. Całkiem dobry wynik.

I po trzecie – w obu drużynach wystąpili chyba sami palacze. Skąd taki wniosek? A no stąd, że jak tylko któraś z drużyn grała długą piłkę (w żargonie piłkarskim i w wolnym tłumaczeniu – lagę na Robercika), to zaraz wszyscy krzyczeli: PALI, PALIŁ, PALĄCY lub inną formę czasownika PALIĆ, odmienioną przez liczbę, osoby, czasy, rodzaje, tryby i Bóg wie co jeszcze. Chyba sędzia także chciał do tego grona dołączyć, bo po takim krzyku zazwyczaj używał gwizdka i podnosił rękę, jakby zgłaszając się na ochotnika.

A później piłka leciała w drugą stronę, gdzie znów rozlegał się donośny głos ostatniego obrońcy – SPALONY.

I nagle mnie olśniło! To dlatego ten Egipt! Bo przecież jak poleżysz na słońcu bez kremu z filtrem 90 minut, to też możesz być później… spalony.

 

Jakub Trzaska